Historii o kobiecie, która przez roztargnienie odjechała cudzym samochodem i zorientowała się w pomyłce dopiero po przejechaniu 70 kilometrów, chętnie dam wiarę, pod jednym wszak warunkiem – że oba auta były w tym samym kolorze. Kobieta, owszem, zwłaszcza w roztargnieniu, może pomylić markę samochodu, może – jak w tym przypadku - nie odróżniać malucha od cinquecento, może się zamyślić i przejechać cudzym autem nie siedemdziesiąt, ale nawet sto kilometrów. Ale w to, że pomyliła kolor (nie kremowy to albowiem był, lecz ecru) nie uwierzę. Nie ma takiej opcji. Kolor to najważniejsza cecha odróżniająca. Wystarczy wybrać się do warsztatu. - Ma pan opony do samochodu? – Do jakiego? – Do czerwonego. Albo podsłuchać wymiany zdań przy kasie w markecie. Na parkingu przed sklepem wyje autoalarm. Koleżanka podchodzi do kasjerki: - Monika, a ty, jaki masz samochód? – Żółty. – To nie twój… Takie rzeczy zdarzają się zresztą nie tylko w branży motoryzacyjnej. Również w meblarskiej. Ona i on rozglądają się po salonie z kanapami. On: - Ta się u nas nie zmieści. Ona: - Ale ja nie chcę tej czerwonej.
Nie chodzi o to, że faceci się nie mylą. Mylą się. Wszyscy się mylą, a mężczyźni nawet bardziej niż wszyscy. O jednym, co pomylił żonę z kapeluszem, nawet książkę napisali. Facet ma święte prawo mieć skarpetki innego koloru, włożyć dziecku odwrotnie buty albo wciągnąć maluchowi sweter na skafander. Na tym właśnie polega urok drobnych różnic między płciami; różnic, które sprawiają nam tyle radości. Prawdopodobieństwo, że mężczyzna nie pozna własnego auta i odjedzie cudzym – będę się upierał – nie jest jednak duże. Choć i takie rzeczy mogą się zdarzyć. Jeden z miejskich mitów opowiada o gościu, wracającym – czas schyłkowego PRL-u – z nocnej imprezy. Traf chciał, że zatrzymała go milicja. Niefart polegał na tym, że nasz bohater nie był trzeźwy. Co tu owijać w bawełnę, był tak pijany, że ledwie siedział za kierownicą. Żeby go wylegitymować, milicjanci musieli niemal siłą wyciągnąć go z auta i przyprowadzić do radiowozu. Ledwo rozpoczęli czynności służbowe – trach! Na pobliskim skrzyżowaniu zderzyły się dwa rozpędzone samochody. Ofiarni funkcjonariusze rzucili się, by nieść pomoc ofiarom wypadku. Nasz nagle opuszczony bohater postanowił nie czekać, aż stróże porządku na powrót sobie o nim przypomną. Wsiadł do samochodu, pojechał do domu i walnął się spać. Śpi.
Długo nie pospał. Dwie godziny później – walenie do drzwi. Co jest? – pomyślał nasz bohater, bo odrobinkę już wytrzeźwiał i właśnie połączyły mu się w mózgu dwie pierwsze synapsy. Za drzwiami stali dwaj mundurowi. – Pan Taki a Taki? – Owszem, nie zaprzeczam – z galanterią odparł obudzony. – Gdzie wasz samochód, obywatelu? – W garażu. – Prowadźcie. – Proszę bardzo. To tutaj na dole. Bohater otwiera drzwi garażu, patrzy, a tam stoi równiutko, co do centymetra zaparkowany milicyjny polonez. Tego, że sam również jeździł polonezem, dodawać nie trzeba.
najstarsze
najnowsze
popularne