Jednakowo ubrane groby

Artykuł drugiej potrzeby

2012-11-03 10:54:01 liczba odsłon: 3397

Pierwszy śnieg. Odchodzę od lady i za czymś się oglądam. Odruchowo, sam jeszcze nie wiedząc za czym. Macam kieszenie, a nie wiem, za czym macam. Nie zostawiłem czegoś? Nie zostawiłem. Nie zostawiłem, bo co, do licha, mogłem zostawić, jak bochenek chleba i wydaną mi resztę trzymam w garści? No tak, oczywiście, mogłem zostawić rękawiczki.
Ale jak mogłem zostawić rękawiczki – strofuję się z rosnącą irytacją - skoro nie mam rękawiczek? Nie brałem rękawiczek, nawet ich w szafie czy gdzie tam one leżą od marca, nie szukałem. Bo nie mam upodobania nosić rękawiczek w październiku. To ten śnieg, pierwszy śnieg, co spadł w sobotę nad ranem, tak mnie otumanił. Odezwał się wyćwiczony przez lata zimowy odruch Pawłowa: wychodzisz - szukaj rękawiczek. Kiedy śnieg, jak dziś, wali z nieba, to rozglądaj się, chłopie, za rękawiczkami. Rozglądaj się, bo tysiąc par już postradałeś w roztargnieniu.

Śnieg w końcu października. Niby zwyczajna rzecz, nie pierwszyzna. Bywały wcześniej i większe śniegi. Ale to zawsze jest przykra chwila, to twarde zimowe lądowanie. Jeszcze dwa tygodnie temu biegałeś sobie, człowieku, w marynarce. Czułeś się letnio i europejsko, jak mieszkaniec Neapolu, co w nawet najbardziej srogich warunkach klimatycznych (okrutne plus 100C) wiąże tylko wokół szyi pętlę szalika i stawia kołnierz marynarki. I znowu, jak co roku, boleśnie przywołano cię do porządku. Przypomniano, że nie jesteś dzieckiem Południa. Twoja zimowa ojczyzna, którą cię przebodli, to: puchowa kurtka, czapka, szalik, rękawiczki i poranne odśnieżanie; czas zimowy, sezon grzewczy, opony zimowe, zimowy płyn do spryskiwaczy, odmrażacz, kable do akumulatora oraz cała reszta arktycznych  nieszczęść. 
Lato przestał być prezesem PZPN i od razu sroga zemsta - zima. Właściwie bez ostrzeżenia. Ochładzało się, ale bez przesady. Poranny szron był może raz; trochę mgieł. W piątek pokazali parę migawek z białych dróg Suwalszczyzny, ale tam przecież zawsze zimno. Więc tylko nostalgiczna myśl, że śnieg zasypał już nasze wakacyjne ścieżki, te na poziomki i te do Starożynu. A w sobotę, masz - za oknem  biało.

W takich okolicznościach przyrody nieodzownie przypomina się czterowiersz z „Podróży zimowej” Stanisława Barańczaka: 
„Na ten gest ciskania w nas
białym podarunkiem
chciałoby się chociaż raz
odpowiedzieć buntem”.       
         

Wiem, że pierwszy śnieg się nie liczy, że stopnieje; że zwykle dopiero ten trzeci zostaje na dłużej. Zanim pójdziemy na cmentarze, pewnie spłynie, roztopi się i znowu będzie szaro. Choć raz, dawno, dawno temu, sypnęło śniegiem akurat na Wszystkich Świętych. Babcia, kiedy wchodziliśmy na cmentarz, powiedziała wtedy: - A dzisiaj to wszyscy mają jednakowo ubrane groby.
Dariusz Kuziak
Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.