Nagła śmierć młodego przedsiębiorcy dla wszystkich była szokiem i wielkim zaskoczeniem. Bo przecież jeszcze dwa dni wcześniej uczestniczył w spotkaniu integracyjnym swojej załogi w zajeździe „Podkowa”. Rozmawiał z wójtem gminy Kotuń o planach rozwoju firmy. Czuł się zupełnie dobrze. I tego wieczoru nikt nie przypuszczał, że losy dużej firmy tak gwałtownie mogą się zmienić i że ci, którzy się integrowali na zakładowej imprezie, wcale nie tworzą tak zgranego kolektywu.
Już następnego dnia po nagłej śmierci Jacka Wąsowskiego zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Dowiadujemy się o sejfie, który został wyrwany z podłogi i wyniesiony z zakładu, a na jego miejsce postawiono stary, oczywiście pusty. O nowym modelu „Mercedesa” wyprowadzonego z firmy i o mieszkaniu, z którego nie tylko wyniesiono wszystkie sprzęty, ale nawet wymontowano gniazdka elektryczne ze ścian.
– Znaleźli się tacy, którzy połakomili się na mienie mojego byłego, zmarłego męża – mówi Magdalena Wąsowska, która przejęła po nim prowadzenie firmy. – O tym szabrowaniu majątku powiadomiłam policję i prokuraturę.
W firmie zapanowała anarchia.
Zostało Ci do przeczytania 90% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr :
najstarsze
najnowsze
popularne