Ewa Sobiech zmarła. Od tamtej chwili minęło prawie półtora roku, a jej mąż nadal nie wie, kto przyczynił się do tego, że zaledwie 58-letnia kobieta straciła życie. Bo to, że ktoś za śmierć Ewy odpowiada, jest dla zrozpaczonego wdowca pewne.
fot. Janusz Mazurek
Ewa Sobiech zmarła. Od tamtej chwili minęło prawie półtora roku, a jej mąż nadal nie wie, kto przyczynił się do tego, że zaledwie 58-letnia kobieta straciła życie. Bo to, że ktoś za śmierć Ewy odpowiada, jest dla zrozpaczonego wdowca pewne.
Do domu państwa Sobiechów z Ośrodka Zdrowia samochodem można przejechać w kilka minut. Pogotowie wezwane o godz. 9.36, dotarło o... ? Odpowiedź na to pytanie Leszek Sobiech interpretuje na niekorzyść pogotowia. Z jednych dokumentów przygotowanych przez ratowników wynika, że karetka przybyła na miejsce po 6 minutach od wezwania, z innych – że po 11. Z rejestratora nagrań wynika, że ratownicy nie mogli być u Sobiechów po 6 minutach od wezwania. L. Sobiech jeszcze o godz. 9.46 telefonował na numer 112, domagając się szybkiego przyjazdu pogotowia do żony, która już straciła przytomność.
On mówił – żona umiera, oni napisali – atak duszności
Ewa Sobiech przewlekle chorowała na astmę. Była pod kontrolą lekarza, zażywała leki, wydawało się, że z chorobą dawała sobie radę. A jednak pewnego majowego dnia (2012 r.) dostała ataku duszności. Był wyjątkowo silny. Leki nie działały. Mąż kobiety starał się jej pomóc. Podawał lekarstwa, wodę. Gdy nic nie pomagało i jego żona zaczęła się dusić, wezwał pogotowie.
Niejasności, które mąż zmarłej odbiera jako mataczenie, dotyczą też opisu przebiegu zdarzeń podczas przejazdu karetki spod budynku Ośrodka Zdrowia pod dom Sobiechów. Pielęgniarka Barbara S. twierdzi, że karetka jechała z włączonymi sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi. Kierowca Janusz Ż., który prowadził karetkę, mówi natomiast, że sygnały te nie były włączone (nie słyszał ich też L. Sobiech, ratujący w domu żonę). Ratownicy Paweł R. i Barbara S., stwierdzili, że stan pacjentki „był inny niż w zgłoszeniu”. Był tak poważny, że ostatecznie zdecydowali się wezwać na pomoc drugi zespół z lekarzem. A jakie było zgłoszenie?
najstarsze
najnowsze
popularne