Prezydentura Europy dla Donalda Tuska to wielki sukces Polski. Naszemu premierowi słusznie się to stanowisko należało. Daliśmy Europie największego Europejczyka, jakiego mieliśmy. Jego wyjazd do Brukseli był, przyznajmy, naturalny i oczywisty. Szczególnie odkąd nasz premier z wrodzoną szczerością zapewnił, że wcale się tam nie wybiera.
Dziesięć lat temu Donald Tusk był najsympatyczniejszym polskim politykiem. Wiem, bo na niego głosowałem. Teraz będzie najmilszym prezydentem Unii. To przecież wciąż ten sam złoty chłopak, konserwatystai liberał, tyle że teraz bezobjawowy, bo zgodny z europejskimi normami.