Ostatnia sesja siedleckiej Rady Miasta znalazła swój finał w sądzie. Dyrektor Centrum Kultury i Sztuki Mariusz Orzełowski pozwał w trybie wyborczym radnego Adama Tomczuka.
Collage PGL
Ostatnia sesja siedleckiej Rady Miasta znalazła swój finał w sądzie. Dyrektor Centrum Kultury i Sztuki Mariusz Orzełowski pozwał w trybie wyborczym radnego Adama Tomczuka.
Obydwaj panowie ubiegają się o mandat radnego w tegorocznych wyborach samorządowych. Sprawa odbyła się szybko, jak to w wyborczym trybie. Sąd oddalił wniosek Mariusza Orzełowskiego, uznając, że powinien on dochodzić swych praw na drodze cywilnej lub karnej.
– Wytoczę Adamowi Tomczukowi proces cywilny o pomówienie – powiedział nam Mariusz Orzełowski tuż po zakończeniu sprawy.
Już na poprzedniej sesji Rady Miasta Adam Tomczuk domagał się od dyrektora CKiS Mariusza Orzełowskiego wyjaśnień dotyczących korzystania z samochodu o numerze rejestracyjnym L0 TEATR. – Chcę wiedzieć, czyje to auto, kto nim jeździ, kto płaci za paliwo, ile kosztuje jego utrzymanie.
Dyrektor Mariusz Orzełowski wyjaśnił, że samochód o numerze L0 TEATR jest lizingowany od banku i służy instytucji, jaką jest CKiS. Jeździ nim właśnie dyrektor. – Koszty umowy lizingowej ponosi firma Jastrzębski SA, w ramach sponsoringu, więc auto nas nic nie kosztuje, tym bardziej, że jako nowe nie przechodzi przez 3 lata badań technicznych. Auto służy do celów służbowych, paliwo opłaca CKiS.
– Ale ja widzę, że to auto stoi przed pana domem, jakby było pana własne – twierdził Adam Tomczuk.
Mariusz Orzełowski powiedział o specyfice pracy w kulturze, gdzie nie ma normowanych godzin urzędowania. – To często cały dzień maksymalnej aktywności, imprezy kończą się późno w nocy, muszę być dyspozycyjny – wyjaśniał dyrektor.
Na ostatniej sesji Rady Miasta Adam Tomczuk wrócił do tematu i zasugerował, że służbowe auto jest traktowane jak prywatne także przez członków rodziny dyrektora. – To co za kierownicą tego auta robi syn dyrektora? Dlaczego pojechał nim do Chorwacji? – pytał radny Tomczuk i za te właśnie słowa został pozwany przed sąd.
– To pomówienie, mój syn nie jechał tym autem do Chorwacji – mówi Mariusz Orzełowski.
W sądzie zeznawał jego syn. Powiedział, że autem tym jeździł dwukrotnie, na prośbę dyrektora, aby kupić kwiaty, i pokonał trasę z CKiS do kwiaciarni i z powrotem.
Wszystko wskazuje na to, że panowie spotkają się w sądzie cywilnym. (MZ)
Pisaliśmy już na ten temat: