Kiedy zapytałam, o jakich prezentach pod choinką marzą, usłyszałam, że o czekoladzie albo o lizaku... Widzę, że się pani wzruszyła... Rozumiem... Mnie też te odpowiedzi chwyciły za serce. Dlatego zadbam, żeby te Święta były przygotowane wyjątkowo. Żeby dzieci je zapamiętały jako piękne – mówi Magdalena, świeżo upieczona ciocia z Wioski Dziecięcej SOS w Siedlcach. Podjęła się poważnego zadania. Pod jej skrzydła trafiła od razu pięcioosobowa rodzinka, składająca się z rodzeństwa w wieku od 1 roku do 5 lat. Cztery dziewczynki i dwuletni chłopiec.
Pochodzą z miasteczka w centralnej Polsce. Pewnego dnia ich matka wyszła. Dzieci zostały pod opieką jej partnera, będącego ojcem dwójki młodszych maluchów. Kobieta nie wracała przez kilka dni, więc mężczyzna zabrał je do siebie. W jego domu nie było warunków dla takiej gromadki. Ktoś powiadomił służby socjalne. Dzieci zostały zabrane do miejscowego pogotowia opiekuńczego. Nie przebywały tam długo, bo zostało ono rozwiązane. Wtedy właśnie informacja o piątce maluchów dotarła do siedleckiej wioski SOS.
– Żeby te dzieci trafiły do nas, a nie do innego pogotowia opiekuńczego albo domu dziecka, trzeba było działać szybko – mówi dyrektor Wioski Dziecięcej SOS w Siedlcach, Jarosław Świerczewski. – Współpraca pomocy społecznej z Siedlec i tej z miasta pochodzenia dzieci oraz wszystkich służb była sprawna. Po kilku dniach od momentu, gdy dowiedzieliśmy się o dzieciach, trafiły one do naszej wioski – opowiada.
Jest jak w domu
Kiedy razem z dyrektorem idę poznać maluchy, słyszę, że w Siedlcach już się zaaklimatyzowały, czują się tu dobrze.
– To pogodne, radosne, żywe sreberka – mówi Jarosław Świerczewski.
Nie mam powodu, żeby nie wierzyć. Jednak znam historię maluchów i przez moment wydaje mi się, że aklimatyzacja nie mogła nastąpić aż tak szybko. Ale, gdy spotykam się z dziećmi, ta myśl szybko znika...
Zostało Ci do przeczytania 79% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 51/2014:
najstarsze
najnowsze
popularne