Wieczorem pierwszego dnia świąt spadł śnieg. Następnego ranka dowiedziałem się z radia o śmierci Stanisława Barańczaka. Świąteczny śnieg okazał się białym trenem na śmierć poety.
O śniegu pisał Barańczak jeśli nie obsesyjnie, to przynajmniej dobrze ponad normę. Wątpliwe zresztą, by poeta, który nie uciekał od rzeczywistości, a wręcz przeciwnie, odważnie wychodził jej na spotkanie, mógł w naszej strefie klimatycznej zachować się inaczej. Wiemy przecież, jak jest i jaki mamy klimat: „Śnieg przez dwie trzecie doby, a jedna trzecia w śnie”. W wierszach zebranych Stanisława Barańczaka wystarczy przejrzeć tytuły: „Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu”, „Dziennik zimowy”, „Śnieg I”, „Śnieg II” i tak dalej aż do „Śnieg VI”, „Podróż zimowa” czy „Blues przy odgarnianiu śniegu ze ścieżki przed domem”.