MKK Siedlce, jak CCC Polkowice

Siedlce

Paweł Świerczewski 2015-06-11 11:11:31 liczba odsłon: 3577
Teodor Mollow w rozmowie z wiceprezydent Siedlec Anną Sochacką podczas tegorocznej Gali Mistrzów Sportu. (fot. J. Mazurek)

Teodor Mollow w rozmowie z wiceprezydent Siedlec Anną Sochacką podczas tegorocznej Gali Mistrzów Sportu. (fot. J. Mazurek)

Umawiając się na spotkanie z Teodorem Mollowem zamierzałem początkowo poprosić go jedynie o podsumowanie historycznego, pierwszego sezonu MKK Siedlce w ekstraklasie koszykówki kobiet. Jednak przygotowując się do wywiadu pomyślałem sobie, że cóż to byłoby za marnotrawstwo, żeby przy okazji nie przybliżyć sylwetki człowieka, którego sportowe CV jest zdecydowanie najbogatsze wśród trenerów obecnie pracujących w naszym mieście i jedno z najbogatszych w historii siedleckiego sportu.

– Przed rozpoczęciem kariery trenerskiej sam Pan uprawiał koszykówkę. Jakim zawodnikiem był Teodor Mollow?

- Grałem na pozycji zarówno rozgrywającego, jak i rzucającego. Jednak to pozycja nr 2 była zdecydowanie tym, w czym się czułem najlepiej. Przygodę z koszykówką rozpocząłem w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Do pierwszej klasy licealnej uprawiałem także piłkę nożną. Stanąłem wtedy przed wyborem, którą dyscypliną zająć się już na poważnie. Wybrałem basket. Bardziej odpowiadała mi atmosfera meczów koszykówki, kultura kibicowania, środowisko osób się nią zajmujących. Od 1965 roku grałem już zawodowo. Mając 17 lat zadebiutowałem w bułgarskiej ekstraklasie. Zastąpiłem wtedy doświadczonego zawodnika. Pamiętam, że podczas tego meczu z ambicji pokazania się z jak najlepszej strony, godnego zastąpienia kolegi, schudłem 3,5 kg. Od tego momentu na stałe zagościłem w kadrze seniorów i do 1978 roku bez przerwy pełniłem funkcję kapitana zespołu. Graliśmy bardzo często, nierzadko pomimo urazów. Nie było zmiłuj. Myślę, że okres ten nauczył mnie charakteru, który przekładam także na pracę trenerską. Moją karierę zawodniczą musiałem przerwać przedwcześnie ze względu na kontuzję kolana i pachwiny.

– Będąc zawodnikiem, już wtedy widział Pan w sobie predyspozycje trenerskie? Dlaczego pozostał Pan przy koszykówce?

- Mój brat został architektem. Rodzice chcieli, żebym był inżynierem. Ukończyłem fakultet na politechnice i z dyplomem przyszedłem do nich i mówię: „Zrobiłem to tylko dla was, dyplom możecie powiesić sobie na ścianie, ja będę robił to, co lubię”. Poszedłem na AWF. Pięć tygodni po zakończeniu kariery zawodniczej wezwały mnie wojewódzkie władze partii, które decydowały w tym czasie o wszystkim, i zaproponowano mi objęcie funkcji trenera zespołu, w którym wcześniej grałem. Wahałem się, niektórzy z zawodników byli przecież starsi ode mnie. To dosyć niezręczna sytuacja. Facet mi wtedy powiedział tak: „Wróbelek tylko raz ląduje na ramieniu. U ciebie właśnie wylądował. Jak odfrunie, już nie wróci”. Ostatecznie zdecydowałem się. Od tamtej pory jestem trenerem.

 

Zostało Ci do przeczytania 78% artykułu

Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 23/2015:

Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.