Bilans zysków i strat

Siedlce

Tomasz Markiewicz 2016-02-05 14:18:23 liczba odsłon: 3903

Z grupą APPLE PIE rozmawia Tomasz Markiewicz.

Apple Pie to stara nazwa, ale kompozycje i stare, i nowe. Dawni muzycy i nowi muzycy. Niby darzycie sentymentem to, co minęło, ale jednocześnie chcecie być postrzegani jako nowy zespół. Gdybyśmy rozmawiali o gimnastyce, powiedziałbym, że stoicie, panowie, w lekkim rozkroku.

Grzegorz Wieczorek:To, co było (pierwszy etap działalności zespołu, lata 1999-2006), zostało w pewnym momencie urwane i nigdy nie zostało zrealizowane do końca. Żadnej pamiątki w postaci nagrań czy płyty. Odczuwaliśmy niedosyt. Dlatego wracamy do grania i chcemy nadrobić to, czego nie zrealizowaliśmy. Traktujemy ten dawny Apple Pie jako punkt wyjścia do czegoś nowego.

Paweł Skolimowski:Tamten Apple Pie się wypalił, a jego formuła się wyczerpała. Teraz jesteśmy w innych czasach, w innych realiach i z nowymi muzykami. Mamy dużo większe doświadczenie. Jest większa energia i determinacja!

 

Jesteście rockowym bandem, gracie z rockową energią, ale przy waszej muzyce można się również rozmarzyć i odprężyć. Zastanawiałem się, jak zdefiniować wasz styl. I pomyślałem: Apple Pie to taki zespół, który włączasz w samochodzie, gdy nie chcesz przestraszyć jadących z tyłu dzieci.

Dominik Skorupski:W sensie: wieje nudą do tego stopnia, że dzieci zasypiają?

Grzegorz:Nie pisz tego! (cała kapela wybucha śmiechem)

Dominik:Apple Pie to zespół, który włączasz, by złagodzić skołatane nerwy teściowej? Też dobrze. Oczywiście nie dotyczy to mojej teściowej, która jest oazą spokoju i którą serdecznie pozdrawiam.

Daniel Narożnik:Będąc na scenie i grając dla maluchów (Daniel koncertuje z Małą Orkiestrą Dni Naszych - przyp. aut.), często zauważam, że to publiczność, która niezwykle intuicyjnie odbiera słowa i muzykę. Dzieci są bardzo wymagające. Dlatego ja odbieram to, co powiedziałeś, jako komplement.

 

To miał być komplement.

Paweł:Na pewno muzyka Apple Pie bardziej nadaje się do kontemplacji niż pogowania pod sceną. Przy okazji naszych koncertów zawsze pojawiał się taki chory zarzut, że to muzyka nie do poskakania. Może dlatego, że w Siedlcach dominowały zespoły o bardziej ostrym brzmieniu. Odczuwaliśmy dyskomfort, że ludzie nie tańczą, nie skaczą, nie bawią się. Tak, jakby z naszą muzyką było coś nie tak.

 

Ponieważ ona trafia do serca. W tym przypadku machanie głową mija się z celem.

Paweł:Daniel powiedział kiedyś, Przemek zresztą też (najmłodsi muzycy, obaj są nowymi nabytkami w zespole - przyp. aut.), że gdy grał pierwszy skład Apple Pie, to oni dopiero chwytali za gitary. I jak wówczas odbieraliście Apple Pie? Brakowało wam tego, że nie mogliście pomachać „łbem”?

Daniel:Zdarzały się występy, na których Apple Pie grał jako ostatni zespół wieczoru. Pamiętam taki koncert w „Limesie”. Ktoś mi powiedział, że na scenę wchodzi właśnie Apple Pie, a to znaczy, że impreza się kończy. A więc dopijamy piwo i idziemy do domu (śmiech). Nawiązuję do tego, o czym powiedział Paweł: że młoda publiczność lubi sobie poskakać.

 

Znam muzyków, którzy są na scenie spięci i zestresowani, bo chcą, żeby każda nuta zabrzmiała poprawnie. Znam również takich, którzy są wyluzowani. Do której kategorii was zaliczyć?

Daniel:Stres zazwyczaj wynika z nieprzygotowania. Kiedy gra się pierwsze koncerty, odczuwa się entuzjazm... Jezu, jesteśmy na scenie, jak fajnie, fajnie, że w ogóle gramy. Potem podchodzi się do tego bardziej na chłodno. Ten spokój podczas występu trzeba sobie z czasem wypracować. W pewnym momencie dojrzewa się do niego. Zaczynasz planować, jak chcesz wyglądać, jak brzmieć i co chcesz przekazać. I wtedy wychodzący na scenę jest spokojny, bo czuje, że jest dobrze przygotowany.

 

W moim odczuciu, Apele Pie zawsze był kapelą, w której mniej liczyły się solowe wirtuozerskie popisy i ambicje pojedynczych osób, zaś bardziej praca kolektywna. Czy tak jest również dziś?

Paweł:Kompozycje mają swoje sztywne ramy. Nie ma w nich miejsca na popisy solowe. Nie umieścimy nagle w utworze dodatkowych partii gitar tylko po to, by podkreślić potencjał i warsztat poszczególnych muzyków. Te walory powinny być dostrzegalne w repertuarze traktowanym jako całość.

Dominik:Zdecydowanie daleko nam do prób realizacji wirtuozowskich ambicji. Bynajmniej nie ze względu na brak predyspozycji muzyków. Uważam, że każdy numer musi po prostu wciągać słuchacza, angażować go emocjonalnie. Zawsze było słychać, że w tym zespole chodzi o budowanie klimatu w piosenkach. Nie ukrywam, że bardzo mi to imponowało.

Daniel:Wirtuozerię i fajerwerki można z czasem wypracować. Ale umieć trafić w czyjś gust, spowodować, że utwór pozostanie na długo w czyjejś pamięci - to już kwestia talentu. I albo się go ma, albo nie. Często mówię to Pawłowi, ale jeszcze raz powtórzę: wielki ukłon w jego kierunku, że potrafi stworzyć utwory, które poruszają w odbiorcy odpowiednie struny.

Przemek Pałdyna:Uważam, że siła tkwi w prostocie. Piosenki powinny być dobrze skomponowane, spójne, z prostymi, przejrzystymi aranżami. Po prostu strawne i atrakcyjne dla odbiorcy. Jeżeli już coś robić, to robić to dobrze, bez wielkiej spiny. Żeby to było naturalne i prawdziwe.

 

Ostatnio czytałem wywiad, chyba z grupą Helloween. Jeden z muzyków powiedział: „Jeśli jest coś na świecie, co sprawia przyjemność, to powinieneś to robić. Bo dzięki temu będziesz szczęśliwy”...

Dominik:Podpisujemy się wszystkimi kończynami.

Paweł:Lech Janerka wchodzi do studia raz na 10 lat, bo nie nagrywa, jeśli nie ma nic do powiedzenia. Widocznie już może robić wyłącznie to, na co ma ochotę. Gdyby zapieprzał i nagrywał płytę po płycie, zobligowany jakimś chorym kontraktem fonograficznym, to na stare lata byłby znerwicowanym, sfrustrowanym i wypalonym człowiekiem.

 

Dziś show-biznes muzyczny ma w sobie za dużo biznesu, za mało w nim miłości do muzyki.

Dominik:Myślę, że tak się dzieje przynajmniej od kilkunastu lat i jest naturalną konsekwencją tego, że każdego można kupić, trzeba tylko znać cenę i rodzaj waluty. Taki mamy klimat.

Paweł:Show-biznes zawsze chce zmieniać muzyków, którzy pragną pozostać autentyczni. Ostatnio często pada pytanie, czy pojedziemy do telewizji do tzw. talent show. Nie wiem. Jeżeli ktoś mi każe zatańczyć albo zaśpiewać półtorej minuty, bo tylko tyle jest czasu antenowego, to ja się nie zgadzam. Powiem chłopakom: „Sorry, wracamy, zwrócę wam za paliwo”. Ale jeśli to będzie sytuacja, w której się odnajdę, to... kto wie? Trzeba w tym wszystkim znaleźć jakiś konsensus, obliczyć bilans zysków i strat.

Przemek:Ale przede wszystkim robić swoje i mieć nadzieję, że ten pomysł na siebie, jakim jest granie, się sprawdzi. Nie można robić nic wbrew sobie.

Paweł:Bo nagle się okaże, że to już nie jesteśmy my...

Komentarze (9)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.