To jest już regularna wojna. Bardzo niebezpieczna i przybierająca coraz ostrzejsze formy. Po jednej stronie stoją doskonale zorganizowane, wyspecjalizowane gangi. Po drugiej właściciele gospodarstw rybackich.
fot. Janusz Mazurek
To jest już regularna wojna. Bardzo niebezpieczna i przybierająca coraz ostrzejsze formy. Po jednej stronie stoją doskonale zorganizowane, wyspecjalizowane gangi. Po drugiej właściciele gospodarstw rybackich.
Kłusownicy nierzadko są uzbrojeni i brutalni. A że i gospodarze mają broń palną, w starciach nad wodą padały strzały i byli ranni.
Właściciele stawów bronią swojego źródła utrzymania. A nie jest to łatwe, bo trzeba pilnować tysięcy hektarów, położonych zazwyczaj w odludnych miejscach. Ale nocne spotkania z grupami kłusowników, to zabawa tylko dla odważnych. Wyzwanie jest tym większe, że wymiar sprawiedliwości nie zawsze wspiera tych, którzy bronią swojego mienia.
– Kradzieże ryb ze stawów hodowlanych to zjawisko, które w ostatnich latach się nasila w całej Polsce – mówią w Ogólnopolskim Związku Producentów Ryb w Poznaniu. – Region siedlecki czy łukowski nie są wyjątkiem.
Rybacy podejmują walkę, co jest trudne i niebezpieczne. W okolicach Burca doszło do strzelaniny kłusowników i rybaków. Na szczęście nikt nie zginął, ale byli ranni. Kłusownicy są też aktywni na stawach koło Kotunia i w rejonie Mińska Mazowieckiego.