Jestem jak brukselka

Siedlce

Tomasz Markiewicz 2017-01-12 12:36:29 liczba odsłon: 4232
Halina Grochowska

Halina Grochowska

Z Haliną Grochowską rozmawia Tomasz Markiewicz

Halina Grochowska – mieszkanka Czepielina (gm. Mordy). Szczęśliwa żona, matka, babcia. Do emerytury pracowała jako inżynier elektryk. Potem napisała dwie książki „Pokłon” i „Poklask” (kończy pisać trzecią). Książki Haliny Grochowskiej to powieści obyczajowe z ukrytymi skrzętnie elementami autobiografii, reportażu i kroniki. „Czytając je, możemy odnieść mylne wrażenie, że zachowania rodziców, małżonków czy dzieci ukazanych w powieściach są nieetyczne. Ale po refleksji przychodzą inne spostrzeżenia. Wiele rzeczy zrozumiemy dopiero po wielu latach” - mówi znawca literatury Łukasz Wawryniuk.

- Pani Halino, jak się pisze książki na emeryturze?

- Pisze się dobrze. Ja ludzi w moim wieku, którzy zaczynają dopiero swoją przygodę z pisaniem - i to często z dobrym skutkiem - porównuję do brukselki. Ta kapusta warzywna swoje pierwsze owoce wydaje dosyć późno, bo w listopadzie, z nastaniem pierwszych mrozów. Wtedy jest już po sezonie i wszystkie inne warzywa odchodzą w niebyt.

- Pisze Pani zwykle wczesnym świtem...

- To prawda. Nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Jest mąż, wnuki i gospodarstwo: ogród z prawie hektarowym sadem. Na pisanie wykrawam czas bardzo wcześnie rano. Bywa, że już o godz. 8.00 wstaję od klawiatury, żeby na chwilę odetchnąć i zrobić coś koło domu. Zanim zrobię jedno, drugie i trzecie, okazuje się, że mija kilka godzin i mamy już wieczór. Moje dochody z pisania, jak na razie, są tak niskie, że nie mam prawa żądać od domowników, żeby dali mi święty spokój.

- Na spotkaniu autorskim w Bibliotece Pedagogicznej w Siedlcach przytoczyła Pani słowa nieżyjącego już prof. Władysława Bartoszewskiego: „Pisanie książek nie opłaca się, ale warto!”. Dlaczego? Co Pani zyskuje?

- Przede wszystkim naturalną zdrową pewność siebie. A jeśli chodzi o inne plusy pisania, zwiększa się biegłość gry w scrabble... A pan gra w scrabble?

- Nie.

- To taka zabawa w układanie krzyżówek. Trzeba mieć dobrą pamięć, szybko liczyć, dysponować dużym zasobem słów i w sposób biegły z tego zasobu korzystać. Podczas pisania tę biegłość się rozwija. Ja, proszę pana, mam już 65 lat i to, o czym mówimy, jest odsunięciem w czasie problemów z pamięcią i percepcją. Sobotnie i niedzielne granie w scrabble to u mnie w domu małżeński rytuał. Prowadzę bardzo gruby brulion i zapisywane w nim wyniki wskazują na to, że coraz częściej udaje mi się wygrywać.

- Jak się Pani uczyła warsztatu pisarskiego?

- Nie mam żadnego warsztatu. Piszę szczerze, z sercem, spontanicznie. Każdy fragment napisanej prozy czytam kilka razy i wyrzucam niepotrzebne słowa. Nauczyłam się tego w pracy. Całe swoje zawodowe życie zajmowałam się obwodami i sieciami elektrycznymi, układami maszyn. Zdarzało mi się pisać sprawozdania z awarii urządzeń albo zasady działania styczników i musiałam zrobić to w taki sposób, żeby każdy zrozumiał. Podstawą jest zwięzłość. Przeczytałam gdzieś, że w Anglii przy nauce języka uczniom zadawany jest temat do opracowania oraz liczba słów, jakiej mogą użyć. Mnie na przykład zdarza się pisać w punktach. Kiedyś, gdy opisywałam silnik szeregowy, wymieniając jego wady i zalety, robiłam podobnie. I ten nawyk mi pozostał.

-Wiem, że pisanie jest dla Pani pewnego rodzaju psychoterapią albo - inaczej - odreagowaniem trudnego dzieciństwa. Autorzy czasem nieświadomie powtarzają lub powielają w swoich książkach podobne postacie, cechy bądź zachowania. Zauważyła Pani u siebie coś podobnego?

- A wie pan, że tak... W obu moich powieściach pozytywny bohater ma oszpeconą twarz. Dopiero niedawno z pomocą koleżanki psychoterapeutki doszłam do tego, skąd to się wzięło. Jedna z moich bardzo bliskich osób miała oszpecenie na twarzy, które trzeba było operacyjnie usunąć.

- Jakie sceny i wątki sprawiają Pani największą trudność przy pisaniu?

- Erotyczne. Zaczynam powoli je wprowadzać, ale one są najtrudniejsze. Wymagają odwagi, taktu, delikatności, wyobraźni. Ważna jest również oryginalność opisu, bo przecież wszystko na ten temat na świecie już wymyślono. W moim wieku mogę sobie pozwolić na odwagę, bo jeśli mój opis będzie ciekawszy i ktoś będzie podejrzewał autorkę o wyuzdanie, to nie jestem w końcu dwudziestoletnią panienką i nie grozi mi to, że chłopcy nie będą się garnąć do żeniaczki.

- Kiedy patrzy Pani wstecz na swoje życie, to z poczuciem, że układało się ono tak, jakby sobie Pani życzyła?

- Nie. Było mnóstwo ostrych zakrętów. Kilka razy widziałam przed sobą mur i nie wiedziałam, czy go w ogóle pokonam. Bywały sytuacje beznadziejne. Dlatego tak bardzo ważne jest, żeby w życiu przestrzegać pewnych zasad. Jeżeli dzieje się coś bardzo złego i nie wiem, co mam dalej robić, to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, brzmi: „Zadbaj o siebie, zadbaj o swój organizm”. Jeżeli jest zdrowy rozsądek i jasny umysł, to wyjście z problemu również się znajdzie. Najgorsza jest szamotanina. Kiedy chce się zapalić, wypić, zrobić coś destrukcyjnego. To pierwsze, na co ludzie mają ochotę, i wtedy przegrywają. Idą na dno

Komentarze (4)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.