Z HALINĄ KUNICKĄ rozmawia Tomasz Markiewicz.
Halina Kunicka (fot. J. Mazurek)
Z HALINĄ KUNICKĄ rozmawia Tomasz Markiewicz.
Elegancka i piękna dama polskiej piosenki. Ale, jak sama mówi o sobie, zarazem zwyczajna kobieta, borykająca się w życiu z troskami i niełatwymi wyborami („Grałam czasem role trudne do pogodzenia: artystki, żony, matki”). Aż 12 płyt - w tym 3 złote, ponad milion sprzedanych egzemplarzy i koncerty w blisko 30 krajach świata. To piękny dorobek twórczy.
Halina Kunicka zaprezentowała niedawno w Chodowie godzinny koncert (w Gminnym Ośrodku Kultury). To była muzyczna podróż w czasie z takimi przebojami, jak: „Od nocy do nocy”, „To były piękne dni”, „Niech no tylko zakwitną jabłonie”. Po występie wójt gminy Siedlce Henryk Brodowski, wręczając artystce okazały bukiet, ukląkł na jednym kolanie, a publiczność zgotowała piosenkarce owacje na stojąco i odśpiewała gromkie „100 lat”.
- Pani Halino, czym różni się współczesna polska piosenka od tej, którą pamięta Pani z lat swojej młodości?
- Świat się zmienia, piosenki również, a i mój repertuar na przestrzeni lat ewoluował. Pierwsze piosenki były mniej skomplikowane, lekkie i zwiewne, niosły ze sobą zabawę. Potem już kładłam większy akcent na słowo - przekaz i treść. Bo to właśnie słowo mnie urzekło. Poezja mnie urzekła. Dlatego przygotowałam płytę „Co się stało?”, do której teksty napisał Ernest Bryll. I kolejną, „12 godzin z życia kobiety”, z cudownymi tekstami Wojciecha Młynarskiego. Wcześniej śpiewałam też Leśmiana, Broniewskiego, Tuwima. A moja ocena współczesnej piosenki? Powiem tak: słucham mało. A to, co dociera do mojego ucha, skłania do wniosku, że dziś liczy się przede wszystkim rytm i dynamika. Liczy się gło- śność, krzyk i wrzask, czyli to wszystko, co służy zabawie. A gdzie piękne słowo, gdzie refleksja?
Cały wywiad z papierowym i e-wydaniu "TS".