Jak się nie pobierze serca do przeszczepu, to można być pewnym, że w ciągu kilku dni umrze ktoś inny.
Mariusz Mioduski (fot. Pyt)
Jak się nie pobierze serca do przeszczepu, to można być pewnym, że w ciągu kilku dni umrze ktoś inny.
Mariusz Mioduski wozi w samochodzie zgodę na oddanie narządów do przeszczepu. Tak na wszelki wypadek.
Jako lekarz uczestniczył w przeszczepianiu narządów od zmarłych dawców. Obecnie jest koordynatorem ds. transplantologii w siedleckim Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim. Od początku roku u kilku osób stwierdzono tam śmierć mózgu, co, po uzyskaniu zgody rodziny, kończyło się pobraniem organów do przeszczepu.
– Niektórzy zgadzają się od razu, innych trzeba przekonać, że śmierć ich bliskich nie pójdzie na marne, bo uda się uratować życie kogoś innego – mówi Mariusz Mioduski.
Czasami nie jest łatwo. Ludzie tłumaczą odmowę względami religijnymi, chociaż akurat religia katolicka popiera transplantologię. Niektórych jednak i papież nie przekona...
TU NIE MA MIEJSCA NA POMYŁKĘ!
Zgodnie z prawem, w każdym szpitalu musi być koordynator ds. transplantologii, którego zdaniem jest informowanie Poltransplantu (instytucji rządowej) o potencjalnych dawcach narządu. Zwykle jest to lekarz lub pielęgniarka z oddziału intensywnej terapii. Mariusz Mioduski jest anestezjologiem, pracuje na „OIOM-ie”. Tam trafiają najtrudniejsze przypadki. Niektórych uratować niestety się nie daje. Mogą jednak uratować innych. Pobranie narządów do przeszczepu staje się możliwe dopiero po stwierdzeniu śmierci mózgu. – Jest to skomplikowana i obwarowana wieloma wymogami formalnymi procedura – tłumaczy. – W transplantologii nie ma miejsca na pomyłkę.
najstarsze
najnowsze
popularne