Teatr jest dla zboczeńców - uważa niejaki Scott, prywatnie kumpel producenta rewii "Fatamorgana oceanów", Harry'ego Jo.
Teatr jest dla zboczeńców - uważa niejaki Scott, prywatnie kumpel producenta rewii "Fatamorgana oceanów", Harry'ego Jo.
Żeby nie było, że tytuł rewii był zupełnie "od czapy", trzeba od razu odnotować, że... do premiery tego show jednak nie doszło.
- Błędów nie popełnia tylko nieboszczyk - powiedziałby zapewne niejaki Scott, jak zwykle mając rację.
Jego kumpel Harry Jo też zna niejedną złotą myśl. Na jeden w zasadzie temat. Jego skrzydlate słowa wi(b)rują bowiem niezmiennie wokół... hiszpańskiej muchy. I słusznie, bo dzięki tym "kropelkom dla panów na problemy żołądkowe" interes Harr'ego Jo ma się lepiej niż dobrze.
A Harry podpowiada publiczności, że "dziewczyna z rana jak bita śmietana", a "cukier to jedyna korzyść, jaką można wynieść, przychodząc do kogoś w gości". On sam, będąc już w gościach, wita się słowami: "Rączki całuję, bo dziś prątkuję".
Harry to facet w czarnym futrze. Zadbany, elegancko ubrany i wychowany przez ulicę, która nauczyła go: bzykania, szwindlu i... dobrych manier.
Nic więc dziwnego, że widząc po raz pierwszy panią domu, w kreacji zaprojektowanej przez Tomasza Ossolińskiego, zapytał wprost: Kto wam wymyśla te ciuchy? Wchodzi do pokoju ładna kobitka, a wygląda jak indyk.
W "Hiszpańskiej musze", komedii jest jeszcze jeden ukłon w stronę Polaków. Pamiętacie komedię wojenną Stanisława Lenartowicza "Giuseppe w Warszawie"? I niezapomniane: "Milcz, jak do mnie mówisz"? Kobitka wyglądająca jak indyk też to zna.
Selfie, zrobione sobie przez aktorów (Piotr Szwedes, Sambor Czarnota, Anna Korcz, Dorota Zięciowska i Martyna Kliszewska), grających w spektaklu "Hiszpańska mucha" z publicznością, jaka oglądała wczoraj to przedstawienie na deskach Sceny Teatralnej Miasta Siedlce w ramach VI Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów "Sztuka plus Komercja", było za to kompletną nowością. (Ana)