Mężczyzna z brodą, który najchętniej maluje facetów z zarostem...

Siedlce

Aneta Abramowicz-Oleszczuk 2018-01-17 12:25:01 liczba odsłon: 39750

Marcin Strokosz, fot. Aneta Abramowicz-Oleszczuk

Profesor Wilczur obok prof. Jerzego Bralczyka. Tuż za nimi Myszka Mickey w wersji autorskiej. Zdzisław Beksiński tuż przy świetlistym trampku, a głowa św. Franciszka obok trupiej czaszki i nieopodal Supermana...

...Kilka kroków dalej portret Mariusza Roberta Drabarka, tak jak jego bohater przycupnięty skromnie w kąciku Małej Galerii Sztuki "Podlasie" Miejskiego Ośrodka Kultury w Siedlcach.

Gdy przekroczymy jej próg, naszą uwagę przyciągną od razu mocny portret aktywisty Jana Horzeli, wyeksponowany na sztaludze tuż obok wyjeżdżacęgo do widzów Forda Mustanga...

Pierwszy z obrazów, powieszony tuż przy wejściu do galerii, patrzy na nas okiem partnerki Marcina Strokosza, Agnieszki Gałach (VITOexTrEAM). I jest to jedyny "kobiecy" obraz na tej wystawie. Pan Marcin pokazał na niej bowiem - oprócz portretów mężczyzn z zarostem - kilka "tematów" siedleckich, takich mniej popularnych i nieupudrowanych.

Na wernisaż wystawy - mimo niesprzyjającej pogody - przyszło bardzo dużo gości.

Mężczyzna z brodą

Marcin Strokosz jest wysoki, postawny i trochę misiowaty. Na pierwszy rzut oka może budzić respekt, ale po drugim spojrzeniu nie sposób nie polubić tego faceta z tatuażami na rękach i nogach oraz tunelami w uszach. W Polsce niektórzy biorą go za Irlandczyka, w Irlandii – za Niemca. On sam śmieje się z tego, mówiąc, że jest po prostu sobą, czyli facetem z brodą, który najchętniej portretuje mężczyzn z zarostem.

Inspiracje

Pan Marcin jest siedlczaninem. W Małej Galerii Sztuki Miejskiego Ośrodka Kultury w Siedlcach do 2 lutego można oglądać jego 20 prac na wystawie zatytułowanej „Inspiracje”. Zrealizował ją w ramach stypendium Prezydenta Miasta Siedlce.

Zobaczymy na niej pejzaże miejskie i charakterystyczne siedleckie budynki, niekoniecznie chętnie malowane czy fotografowane.

- Pokazałem je bez upiększania i pudrowania – zaznacza.

Są też: autorska wersja obrazu El Greca „Ekstaza św. Franciszka”, portrety znanych ludzi filmu i muzyki.

- Świat kina i muzyki jest mi bardzo bliski. Sam - grając na perkusji - jestem aktorem drugiego planu. W Galerii Kultura prowadzę zajęcia z gry na bębnach. Mam artystyczne ADHD – przyznaje z uśmiechem. 

Na wystawie będzie też obraz szczególnie ważny dla autora - namalowana farbami olejnymi nieistniejąca już siedlecka Brama-Dzwonnica. To kopia obrazu dziadka Pana Marcina, Adama Kopankiewicza* (1890-1949) oraz ukłon w stronę przodka.

Dziadek Adam był nauczycielem, malarzem i rysownikiem. Uczył w dzisiejszym ZSP nr 1, w Liceum Biskupim i w szkole Konstancji Zembrzuskiej. W czasie wojny prowadził tajne komplety. Malował krajobrazy i portrety. Część jego prac jest w Poznaniu, część w Siedlcach. W Stanach Zjednoczonych, u ciotki Pana Marcina, jest obraz olejny, przedstawiający Stary kościół w Siedlcach.

- Obrazy dziadka, który podobno studiował malarstwo w Petersburgu, wciąż były wokół mnie. Kiedyś śniło mi się, że byłem na wystawie i widziałem obrazy dziadka – wspomina Pan Marcin. - Od małego miałem przeświadczenie, że „malowanie” mam w genach. Ponieważ brat babci ze strony mojego ojca, Jan Znamierowski, też był malarzem (Mieszkał w Lublinie – przyp. Ana) jestem więc „genetycznie obciążony” z obu stron – żartuje Pan Marcin.

Maluje od najmłodszych lat. Z łatwością mu to przychodziło. Chodził na kółko plastyczne, prowadzone przez Piotra Kozaka w Szkole Podstawowej nr 8 w Siedlcach. - Do tej pory wisi tam obraz olejny, jaki w 1991 roku namalowaliśmy wspólnie z kolegą – cieszy się Marcin Strokosz.

Z Belfastu do Irlandii

Gdy pracował jako barman w siedleckim pubie Belfast, poznał nieżyjącego już Jacka "Hellmotha" Chamluka.

- To dzięki niemu z rysowania na karteczkach ołóweczkiem przeszedłem do koloru i zarabiania pieniędzy na malowaniu aerografem**. Przez lata nie wychodziłem poza „tematy”, zdobiące motocykle i samochody – przyznaje.

Z perspektywy czasu uważa, że aerograf ma dużo ograniczeń technicznych. Oferuje mniejsze środki ekspresji i wyrazu. Trikiów z aerografem nauczył go w Łodzi Daniel Baum***.

Marcin Strokosz przez 8 lat pracował w Irlandii. Najpierw robił kontenery lotnicze, potem pracował w magazynie, dystrybuującym gazety i czasopisma. Wreszcie zarejestrował własną działalność - malowanie aerografem. Do Polski wrócił z powodów rodzinnych. 

- Gdy maluję obraz, nie myślę o pieniądzach – przyznaje. - Lubię efekt malarstwa prima – niedokończonego obrazu. Przez długi czas miałem bardzo dużo niedokończonych rysunków. Dziś wiem, że mogę namalować cały świat. I to jest dla mnie pasja. Dążę do tego, żeby moja pasja stała się moją pracą - dodaje.

Lepszy od ludzi po ASP

Teraz najchętniej sięga po ołówek, węgiel, pastele i farby olejne. Wie jednak, że nie dla niego są tzw. cykle prac.

- Nie potrafiłbym latami malować tego samego – mówi. - Nie mogę też sobie pozwolić na malowanie abstrakcji, bo nikt nie uwierzy w ich wartość. Muszę być lepszy technicznie od ludzi po Akademii Sztuk Pięknych. Kiedyś osoba, która chciała malować, szła do mistrza, a ten wprowadzał ją w tajniki sztuki. Dzisiaj, zanim ktoś zechce obejrzeć czyjeś prace, często pyta: no dobrze, ale jaką szkołę skończyłeś? Żadną, aha, to możesz pokazać swoje obrazy w naszym foyer.

Marcin Strokosz udziela korepetycji z rysunku gimnazjalistom. – Jeden z moich uczniów dostał się do Liceum Plastycznego po 2-3 latach nauki u mnie. Uważam to za mój sukces pedagogiczny – przyznaje.

Sukcesem artystycznym jest z kolei wyróżnienie na ogólnopolskim konkursie „Plakatem w Smog” za pracę „Czacha dymi”.

- To pierwszy ogólnopolski konkurs, w którym wziąłem udział, więc tym bardziej było mi miło, że od razu zostałem wyróżniony. W jury był jeden z najbardziej znanych polskich plakacistów, Andrzej Pągowski… Pracę „Czacha dymi” namalowałem w 1,5 godziny. Gdybym dodał motto na tym plakacie, zostałbym jeszcze lepiej oceniony.

Poza schematem

Marcin Strokosz mieszka w wynajętym od rodziców społecznika Jana i podróżnika Piotra Horzelów mieszkaniu. Razem ze swoją partnerką Agnieszką Gałach i suczką Kicią. Początkowo nieprzychylnie nastawiony do zwierząt w domu, dziś nie wyobraża sobie życia bez wziętej ze schroniska uroczej i jakże wdzięcznej psinki.

- Teraz mamy deficyt ludzi, którzy się angażują społecznie poza życiem codziennym. Funkcjonujemy w schemacie: praca – dom – praca. Nie wyobrażam sobie takiego życia.

Pan Marcin zaangażował się w pomaganie przytulisku dla psów w Zbuczynie. Co sobotę razem z Agnieszką Gałach jeździ tam i wyprowadza na spacer psy.

- Zauważyłem, że kiedy jest w Siedlcach wernisaż wystawy dajmy na to Stanisława Baja, Izy Staręgi, Mariusza Roberta Drabarka – to jakaś frekwencja jest. Nawet jak Tomasz Nowak przygotowuje wystawę prac studentów, to też ludzie przychodzą. Bo to artysta. Kiedy jednak otwiera wystawę ktoś mniej znany, to obejrzy ją dużo mniej osób – nie kryje żalu Pan Marcin.

- Na siedleckich wystawach nie ma ludzi z zewnątrz, spoza środowiska i znajomych. A na wernisażach powinna być interakcja. Jakieś uwagi, nawet krytyczne, wymiana myśli. A nie tylko same przewidywalne sytuacje. Ludzie nie czują, że taka wystawa może im coś dać. Przed wernisażem nie raz zapewniano mnie: Przyjdę, ale powiedz, jak mam się tam zachować?

*   *   *

Marcin Strokosz – człowiek o wielu zainteresowaniach. Jako 15-16-letni chłopak po raz pierwszy zrobił sobie tatuaż. Jako 17-latek wyjechał do Niemiec i zamieszkał na squacie. Mniej więcej w tym samym czasie został wegetarianinem. Z przyczyn ideologicznych. Identyfikuje się ze sceną niezależną, Hardcore punkiem i Straight edge. Nie pije, nie pali papierosów, nie ćpa. Kiedyś trenował japońską sztukę walki aikido oraz czytał i kolekcjonował komiksy. Teraz prowadzi zajęcia dla dzieci i młodzieży z malowania komiksów. W wolnych chwilach gra na perkusji i na bębnach.

* * *

* Prace Adama Kopankiewicza i Jana Komara były zaprezentowane w grudniu 1926 roku na wystawie w Starym Ratuszu, inaugurującej działalność Muzeum Ziemi Podlaskiej im. Mieczysława Asłanowicza w Siedlcach (dziś Muzeum Regionalne), to Dochód z ich sprzedaży przeznaczono na organizację muzeum. Być może nasi Czytelnicy mają je w zbiorach. Jeśli tak – to Marcin Strokosz chętnie by je zobaczył i sfotografował. W przyszłym roku minie 70 lat od śmierci Adama Kopankiewicza. Wnuk chciałby przypomnieć postać swojego dziadka, organizując wystawę wspomnieniową. Osoby, które zechcą pokazać Panu Marcinowi prace jego dziadka, są proszone o kontakt z redakcją.

** aerografia – technika malarska z wykorzystaniem miniaturowego „pistoletu” do malowania precyzyjnego, służącego do malowania metodą rozpylania farby przez strumień powietrza

*** Daniel Baum - malarz, rysownik, ilustrator reklamowy, storyboardzista, twórca komiksów historycznych, stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie sztuk wizualnych w 2014 roku

Komentarze (9)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.