– Myśliwi nigdy nie strzelali do ciężarnych loch i prowadzących młode. Niezależnie, czy minister na to zezwala, czy nie – zapewnia myśliwy i siedlecki nadleśniczy Jerzy Osiak.
Jerzy Osiak fot. Aga Król
– Myśliwi nigdy nie strzelali do ciężarnych loch i prowadzących młode. Niezależnie, czy minister na to zezwala, czy nie – zapewnia myśliwy i siedlecki nadleśniczy Jerzy Osiak.
Odpiera powszechne zarzuty, że myśliwi to prymitywni mordercy, że są rozbawioną kastą, która dla rozrywki bawi się kosztem Bogu ducha winnych zwierząt.
– Ludzie nie mają pojęcia, czym zajmujemy się na co dzień.
KTO NIE MA KRWI NA RĘKACH?
Akcje „Nie podaję ręki myśliwemu” czy „Ludzie przeciw myśliwym”, prowadzone na szeroką skalę w internecie, nie pozostawiają złudzeń.
– Gdy słyszę, że myśliwi mają krew na rękach, to mam ochotę zapytać, czy nie mają jej wszyscy, którzy jedzą mięso? – mówi Jerzy Osiak. – Sam uważam, że dobrze byłoby, gdybyśmy jedli mięsa mniej, ale to proces na długie lata. A łowiectwo jest ostatnim ogniwem, z którego powinniśmy rezygnować. Z hodowli zwierząt rzeźnych, sterowanej potrzebami rynku żywności, możemy teoretycznie zrezygnować w każdej chwili. Natomiast, niezależnie od naszej woli, w naszych warunkach przyrodniczych zwierzyna dzika i tak będzie się rozmnażać w znacznych ilościach i trzeba będzie jej nadmiar redukować. Zwierzęta na wolności same dobierają się w pary, mają swoje gody, rodzą i wychowują potomstwo, żyją wolno. Myśliwi chronią je od poczęcia do odchowania młodych, a ostrzeliwują jedynie nadmiar populacji. A w dużych hodowlach? Zwierzęta tłoczą się w ciasnych klatkach, są często sztucznie zapładniane, a młode szybko zabiera się od matek. Żyją wyłącznie po to, żeby dać ludziom: mięso, skóry, futra itd.
najstarsze
najnowsze
popularne