Mówią na nich VIP-y, bo wymagają specjalnego traktowania: mycia, łóżka do spania, doglądania co kilka minut. Na odział trafiają, bo są pijani. Kilkanaście dni temu VIP zniszczył drzwi na siedleckim SOR.
fot. A. Król
Mówią na nich VIP-y, bo wymagają specjalnego traktowania: mycia, łóżka do spania, doglądania co kilka minut. Na odział trafiają, bo są pijani. Kilkanaście dni temu VIP zniszczył drzwi na siedleckim SOR.
– Kilku przed nim próbowało i poległo, a on dał radę – wzdycha jeden z pracowników.
Drzwi, które miały wytrzymać wiele, kopniaków pacjenta z trzema promilami nie wytrzymały. Codziennie na siedlecki SOR trafia od 3 do 5 pijanych. Czasem jest ich nawet dziesięciu.
– Więcej zimą niż latem, bo wtedy ludzie są bardziej wrażliwi i częściej dzwonią po karetkę pogotowia – przyznaje ordynator SOR w Siedlcach, Robert Sowiński.
Trafiają tu pacjenci z ulicy, przywożeni przez karetki. Nigdy nie wiadomo, czy są tylko pijani, czy też ich stan jest wynikiem innych jeszcze dolegliwości.
– Najczęściej mają też otarcia na głowie czy na nosie – dodaje zastępca dyrektora ds. medycznych szpitala wojewódzkiego i lekarz anestezjolog pracujący na SOR, Mariusz Mioduski.
Każdego trzeba więc zbadać. Jeśli ktoś nie jest w stanie samodzielnie ustać na nogach, to też wymaga obserwacji, czy nie ujawnią się współistniejące choroby. Na przykład zawał.
– A jeśli po diagnostyce okaże się, że wszystko jest w porządku, to i tak nie mamy gdzie odesłać takich osób, bo w Siedlcach nie ma izby wytrzeźwień – mówi Mariusz Mioduski. – Trzeźwieją więc u nas.
Szwendacz na oddziale
najstarsze
najnowsze
popularne