Rozmowa z dr. Ireneuszem Kaługą, przyrodnikiem, założycielem i prezesem Grupy EkoLogicznej, laureatem nagrody „Złote Skrzydła” Tygodnika Siedleckiego.
Ireneusz Kaługa fot. Aga Król
Rozmowa z dr. Ireneuszem Kaługą, przyrodnikiem, założycielem i prezesem Grupy EkoLogicznej, laureatem nagrody „Złote Skrzydła” Tygodnika Siedleckiego.
Dorosły, poważny facet, zresztą z tytułem doktora, a chodzi po drzewach i zagląda do bocianich gniazd. Dawno ci się tak porobiło?
– Dawno i już na pewno się z tego nie wyleczę. Zresztą wcale tego nie chcę. Bo bociany to dla mnie nie romans, ale związek na całe życie. I pewnie tak już było mi gdzieś zapisane. Od najmłodszych lat. Wychowałem się w Brzozowie w gminie Suchożebry, i pewnie się już domyślasz, że w sąsiedztwie bocianiego gniazda. Całymi godzinami obserwowałem te piękne ptaki.
A potem pewnego dnia młody bociek wypadł z gniazda i mały Irek się nim zaopiekował...?
– Nie młody wypadł, ale dorosły złamał sobie skrzydło. I faktycznie, Irek z VII klasy podstawówki przez 11 dni opiekował się boćkiem. Trzymałem go w starym gołębniku i codziennie wynosiłem na pobliską łąkę, gdzie ptak żerował. Na wieczór znów go łapałem i przenosiłem do gołębnika, żeby go psy albo lisy nie zadusiły. Nie było to łatwe, bowiem cały teren aż po horyzont był zalany wodą ze Starej Rzeki, która wówczas po wiosennych opadach wylała. Jednocześnie cały czas szukałem fachowej pomocy dla mojego podopiecznego. A kilkadziesiąt lat temu nie było to wcale takie proste. Wreszcie dwunastego dnia po mojego boćka przyjechał samochód aż z urzędu wojewódzkiego. I zawiózł go do warszawskiego zoo . Myślę, że to właśnie tych jedenaście dni przesądziło o moim losie.
Zanim jednak napisałeś pracę doktorską na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, wybacz dyletantowi, „na temat bocianów”, poszedłeś do Technikum Rolniczego w Siedlcach. Miałeś szansę zostać farmerem.