Miał tylko uchronić Pogoń przed spadkiem, a o mały włos nie wywalczył z nią awansu!
fot. Aga Król
Miał tylko uchronić Pogoń przed spadkiem, a o mały włos nie wywalczył z nią awansu!
Mało kto wierzył, że w obliczu afery dopingowej i kłopotów finansowych Pogoni uda się utrzymać w lidze. Mission imposible mógł się podjąć tylko on, Bartosz Tarachulski, który w przeszłości wielokrotnie - czy to jako piłkarz, czy szkoleniowiec - ratował siedlecką ekipę z opresji.
-Trenerze, czapki z głów. Dokonał pan rzeczy, w którą tak naprawdę mało kto wierzył.
- Na pewno był to trudny sezon. Cieszę się, że udało nam się pozostać w lidze, bo taki postawiliśmy przed sobą cel. Powiem jednak szczerze, że czuję też niedosyt. W końcu przecież do miejsca barażowego zabrakło nam zaledwie dwóch punktów. Gdybyśmy wygrali jeden mecz więcej, np. z Olimpią Elbląg, co zdecydowanie było w naszym zasięgu, to gralibyśmy o awans. Zważywszy na formę, w jakiej się znajdowaliśmy, myślę, że mielibyśmy ogromne szanse, żeby go uzyskać. Cieszymy się jednak z tego, co jest.
- Mówią o panu trener – strażak, który potrafi ugasić nawet największy pożar w klubie. Rzeczywiście - im trudniej, tym lepiej? Nie wolałby pan pracować w bardziej spokojnych warunkach?
- Na pewno takie mecze o wszystko, jak ten w Stalowej Woli, kosztują mnie sporo nerwów. Oczywiście, że wolałbym, aby moja drużyna znajdowała się w środku tabeli i miała komfort gry. Jest, jednak, jak jest. Nie wybrzydzam i robię swoje. A staram się to robić jak najlepiej.
najstarsze
najnowsze
popularne