Nie serwuje i nie ścina piłek w ataku. Ale właśnie od niego często zależy powodzenie akcji.
fot. pyt
Nie serwuje i nie ścina piłek w ataku. Ale właśnie od niego często zależy powodzenie akcji.
Z Patrykiem Walochem, libero pierwszoligowego KPS Siedlce, rozmawia Paweł Świerczewski.
W Siedlcach spędza Pan drugi sezon. To okres, w którym już trochę można poznać miasto i jego uroki.
- Tak naprawdę dopiero od kilku miesięcy jest do tego okazja. Wcześniej przez pandemię mogłem zwiedzić co najwyżej halę sportową. Siedlce uważam za fajne miejsce do życia. Pochodzę z Radomska, czyli miasta podobnej wielkości. Znam więc dobrze te średniomiasteczkowe klimaty. Zawsze mi odpowiadały. Nie wahałem się, by zostać na dłużej, gdy trener Grabda mi to zaproponował.
Radomsko leży rzut beretem od Bełchatowa, gdzie stawiał Pan pierwsze siatkarskie kroki. Skra to uznana marka. Było się od kogo fachu uczyć.
- Skra była w tamtym czasie potęgą w Polsce. Nikt nie mógł się z nią równać. Będąc w drużynach kadetów i juniorów, co prawda rzadko miałem okazję trenować z pierwszym zespołem, ale się zdarzało. Zawsze było to wielkie przeżycie. Bardzo miło wspominam ten okres w moim życiu.
Do siatkówki zazwyczaj lgną wielkie dwumetrowe chłopiska, czego o Panu na pewno nie można powiedzieć. Jak się zrodził pomysł, żeby na nią postawić?