- Nie wiem, co się z nim stało, ale podejrzewam najgorsze. A winę za to ponosi magistrat - mówi pani Anna.
.
- Nie wiem, co się z nim stało, ale podejrzewam najgorsze. A winę za to ponosi magistrat - mówi pani Anna.
Łukowianka starała się o wysłanie bezdomnego zwierzęcia do schroniska. Twierdzi, że miejscy urzędnicy nie chcieli jej pomóc i dlatego zniknęło ono w niewyjaśnionych okolicznościach. Zdaniem burmistrza to kobieta postąpiła samowolnie i nieodpowiedzialnie.
Panią Annę zna wielu mieszkańców Łukowa.
- Jestem osiedlowym „pogotowiem” dla bezdomnych zwierząt. Sąsiedzi, którzy znajdą psa czy kota, zgłaszają się do mnie o każdej porze dnia i nocy. Zwłaszcza popołudniami czy w weekendy, kiedy nie pracuje urząd miasta, gdzie powinno się zgłaszać takie przypadki. Wtedy ja szukam weterynarza albo domu dla zwierzęcia - opowiada.
I od razu dodaje, że jej zdaniem urzędnicy magistratu często wykazują się brakiem empatii.
- Kiedy latem prosiłam o przyjęcie kilku kociąt do schroniska, pani naczelnik odmówiła. Tłumaczyła, że to niemożliwe, bo chodzi o dziko żyjące zwierzęta, którymi urząd miasta się nie zajmuje. A przecież dzikie są kuna, lis czy ryś, a miasto to nie las.
ZRELAKSOWANI I NIECHĘTNI
najstarsze
najnowsze
popularne