Czy to już „Sułkomania”? Rozmowa z Adrianną Sułek

Siedlce

Paweł Świerczewski 2022-09-08 13:28:07 liczba odsłon: 2182
Adrianna Sułek fot. Siriss

Adrianna Sułek fot. Siriss

Teraz zdobywa medale mistrzostw świata i Europy, a kiedyś biegała za czekoladę.

Gościem honorowym Siedleckiego Finału Czwartków Lekkoatletycznych była wieloboistka Adrianna Sułek – halowa wicemistrzyni świata z Belgradu i druga zawodniczka mistrzostw Europy na otwartym stadionie w Monachium, rekordzistka Polski. Z lekkoatletką rozmawiał Paweł Świerczewski.

 Jak samopoczucie? Wiemy, że podczas ME musiała pani walczyć nie tylko z przeciwniczkami, ale też kontuzją. A i tak udało się sięgnąć po srebro!

- Szczerze mówiąc, z każdym dniem wypieram tę kontuzję. Pewnie gdyby mnie ktoś o to zapytał za tydzień, nie wiedziałabym, o czym w ogóle rozmawiamy (śmiech). Oczywiście uraz nie pomagał. Gdyby nie on, wynik bez wątpienia byłby dużo lepszy, a rekord Polski prawdopodobnie poprawiony. Ale to już tylko gdybanie, trzeba się cieszyć z tego, co jest. A ze srebra jestem bardzo zadowolona, bo celowałam w brąz. Byłam zaskoczona aż tak dobrą dyspozycją.

Za panią bardzo intensywne tygodnie – mistrzostwa świata w amerykańskim Eugene, potem walka o prymat na starym kontynencie. Mija raptem kilka dni i chce się Pani przyjechać do Siedlec na zawody dziecięce. Coś niesamowitego! Nawet sobie Pani nie wyobraża, jak wiele to znaczy dla tych młodych adeptów lekkoatletyki w naszym mieście.

- Wiem doskonale, bo sama byłam kiedyś na ich miejscu. Gdy stawiałam pierwsze kroki w sporcie, bardzo chciałam spotkać kogoś sławnego. Kimś takim był nasz tyczkarz, mistrz świata Paweł Wojciechowski. Pamiętam, że spotkanie z nim było dla mnie ogromnym motorem napędowym. Stąd też wiem, że nigdy nie można odrzucać takich zaproszeń. Szczególnie, że w Siedlcach naprawdę pięknie celebrujecie finały Czwartków Lekkoatletycznych. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Przyszło sporo kibiców, jest piękna pogoda, z widowni wszystko obserwuje zawodniczka, którą pokazują w telewizji – nic tylko bić rekordy życiowe!

Patrząc na te sportowe zmagania dzieciaków, przypominają się Pani sportowe początki?

- Oj, tak! Nie miałam takiego szczęścia jak zawodnicy z Siedlec, gdyż nie było to na stadionie z tartanową bieżnią. Warunki były znacznie gorsze. Cieszę się, że tak tu się dba o rozwój młodych talentów. Jak tylko weszłam na stadion, zapytałam, czy dalej nagrodą za zwycięstwo w Czwartkach jest czekolada? Za moich czasów tak właśnie było. Dowiedziałam się, że nie. Że zawodnicy otrzymują bony do sklepów, które mogą sobie dowolnie wykorzystać. I bardzo dobrze! Bo jak się ma promocja sportowego i zdrowego trybu życia do wcinania czekolady!? (śmiech)

Na pewno zauważyła Pani w ostatnich tygodniach ogromny wzrost zainteresowania swoją osobą ze strony kibiców i mediów. Czy to początek „Sułkomanii”?

- Dobre! Jeszcze tego określenia nie słyszałam, ale bardzo mnie rozbawiało. Faktycznie, stałam się w jakiś tam sposób popularna. Myślę, że to ze względu na dyscyplinę, którą uprawiam, czyli siedmiobój. Mierzę się z wieloma konkurencjami, rozłożonymi na dwa dni zawodów. Dzięki temu kibice przed telewizorami spędzają ze mną więcej czasu. A jak się napatrzą, to jest też większa szansa, że na dłużej zapamiętają!

Jest Pani zbyt skromna. Myślę, że przede wszystkim zjedna ich Pani sobie niezwykłą charyzmą i walecznością. Taka „babka z ikrą”!

- Dziękuje za miłe słowa. Bardzo się cieszę, że mogę choć odrobinę wpłynąć na popularyzację wieloboju, bo to piękny sport, a przez wiele lat trochę zapomniany i wypchnięty na pobocze. Zasługuje na znacznie więcej.

Jakie rady mistrzyni Adrianna Sułek ma dla młodych siedleckich lekkoatletów?

- To nieważne, czy na takich zawodach jak dzisiaj będą pierwsi czy ostatni. Najważniejsze jest się nie poddawać i stopniowo piąć w górę, w kierunku tych wszystkich złotych medali, które na nich czekają. Gdy się zaczyna, przede wszystkim trzeba się dobrze bawić. Tylko tak sport może stać się miłością życia. Moją jest.

Praktycznie na każdych zawodach bije Pani swoje rekordy życiowe. To już teraz przynosi medale największych imprez, a przecież jest Pani bardzo młoda, wydaje się, że wciąż jest mnóstwo pola do poprawy. Gdzie jest ten limit i co będzie oznaczał, jak go już Pani osiągnie? Dominację?

- Sama się nad tym zastanawiam. Nie mam pojęcia, jak dużo lepsza mogę się stać. Wiem jednak, że jest nad czym pracować, bo wciąż się jeszcze rozwijam. Na ten moment deklaruję wszystkim pokonanie 7 tys. punktów. Nie spocznę, póki tej „siódemki” nie osiągnę! Żeby to zrobić, czeka mnie katorżnicza robota. Mogę nawet na chwilę znienawidzić sport, ale wszystko mi wynagrodzi zobaczenie tej cyfry przy swoim nazwisku. Co będzie potem? Jak to mówią „sky is the limit”. Na pewno znajdą się kolejne cele.

A my, czy to przed telewizorem, czy na stadionach, będziemy się pasjonować oglądaniem, jak je Pani osiąga. Powodzenia i dziękuję za rozmowę!

Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.