Mieszkańcy Jeruzala nie chcą się leczyć w lokalnym ośrodku zdrowia. Mimo żądań władz gminy właściciel przychodni nie chce opuścić budynku. Burmistrz wystąpił o eksmisję.
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „San-Medica” w Jeruzalu (Fot. Wikimedia Commons)
Mieszkańcy Jeruzala nie chcą się leczyć w lokalnym ośrodku zdrowia. Mimo żądań władz gminy właściciel przychodni nie chce opuścić budynku. Burmistrz wystąpił o eksmisję.
– Proszę przyjechać do Jeruzala, nakręci pan lepszy serial niż „Ranczo” – zapraszają redakcję mieszkańcy.
JERUZAL TO NIE LAS VEGAS
Konflikt dotyczy miejscowego Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej „San-Medica”, którym zarządza prof. Robert Gajda z Pułtuska. Miejscowi dziwią się, że gdy burmistrz Mrozów chce zrezygnować z jego usług i wymówił lokal, ten nie chce go opuścić.
– Zapiera się rękami i nogami, żeby zostać. Żyje jak hrabia, potrafi przylecieć do ośrodka zdrowia helikopterem. A zwykli ludzie nie mają się u kogo leczyć – oceniają.
„San-Medica” jest filią spółki „Gajda-Med” (spółka na stronie internetowej informuje, że ma 20 filii w całym kraju, otrzymała nagrody „Perły Medycyny”, „Herosa Polskiej Gospodarki” oraz inne wyróżnienia we Włoszech, a nawet Las Vegas). Ale w Jeruzalu nie ma dobrej opinii. – No tutaj nie ma Las Vegas... – podsumowuje jeden z pacjentów.
PIELĘGNIARKA WINNA?
Niedawno w jednym ze sklepów ludzie podpisywali się pod petycją, że życzą sobie nowego właściciela ośrodka i nowy personel medyczny. Ostatecznym impulsem było odejście pielęgniarki, której ufali.
– Była lubiana. Już nie wytrzymywała, nie chciała brać odpowiedzialności za to wszystko, co obecnie
dzieje się w przychodni. I odeszła – komentują. Na jej miejsce właściciel „San-Medica” zatrudnił nową pielęgniarkę, od 1 stycznia. Mieszkańcy mają do niej zastrzeżenia: – Kilka dni temu odmówiła niepełnosprawnemu dziecku pobrania krwi. Co to za pielęgniarka, która odsyła pacjenta do innej przychodni, bo sama nie potrafi tego zrobić?
Pielęgniarka tłumaczy: – Nie odmówiłam wykonania badania. Po prostu były kłopoty z pobraniem krwi. Nie mogłam trafić w żyłę, kłułam dziecko trzy razy. Stwierdziłam, że ten chłopczyk się zestresował. Ja, zresztą, też. Dlatego grzecznie powiedziałam mamie, żeby pojechała do punktu laboratoryjnego w Siedlcach, gdzie pracuje więcej osób. Nawet zaproponowałam, że zapłacę za transport i ewentualnie za badania, które należy dziecku wykonać. Nic złego nikomu nie zrobiłam i nie czuję się winna.
DOKTOR: WCALE SIĘ NIE UPIERAM
Jeszcze więcej zastrzeżeń pacjenci mają do lekarza. – Jest niekompetentny. Nie zna się na lekach, bo zanim je wypisze, sprawdza wszystko w internecie. Ludzie boją się zapisywać małe dzieci, dlatego w przychodni praktycznie nie ma szczepień. Ja bym chyba szybciej dał dziecko weterynarzowi niż temu doktorowi – mówi jeden z mieszkańców. I dodaje zakłopotany: – Doktor przychodzi do pracy brudny i nieogolony.
Lekarz do tych zarzutów podchodzi ze spokojem. – Brudny? Nigdy – reaguje szybko. – Czasem, w zależności od nastroju, mogę mieć zarost, brodę albo wąsy, ale w końcu to moja sprawa. Ale absolutnie nie wyglądam na zaniedbanego – zaprzecza.
A jeśli chodzi o kompetencje lekarza, sugeruje, żeby „oskarżyciele” najpierw sami zdali egzaminy lekarskie. – Wtedy pogadamy, kto tu jest kompetentny, a kto nie. A na razie ci państwo nie mają, moim zdaniem, nic do powiedzenia w tej sprawie – ocenia. A jeżeli sięga do internetu, to tylko żeby przyspieszyć sprawę. Zamiast przewracać kartki książki z kodami, dany lek można odszukać błyskawicznie.
Doktor jest przekonany, że zarzuty mieszkańców są elementem gry i wynikiem ostrego konfliktu między „grupą burmistrza” a „grupą profesora Gajdy”. Jak tłumaczy, sprawa jest na ostrzu noża, ponieważ włodarz domaga się odejścia obecnego zarządcy oraz jego personelu medycznego, a na ich miejsce chce zatrudnić nowy. Wiadomo więc, że znajdą się osoby, które będą świadczyć na niekorzyść obecnego właściciela ośrodka.
Pełna treść artykułu dostępna jest w papierowym i e-wydaniu „TS” nr 5.
najstarsze
najnowsze
popularne