I co z tym skateparkiem?
Siedlce
Tomasz Markiewicz
0000-00-00 00:00:00
liczba odsłon: 5559
Sprawa siedleckiego skateparku zaczęła przypominać fatamorganę. Wiele osób go widziało, chociaż wcale go nie było. Zrozumienie nowoczesnych sportów ekstremalnych oraz przychylność wizji budowy skateparku to trochę za mało. Trzeba go jeszcze zbudować. O potrzebie budowy skateparku w Siedlcach mówi się od ośmiu lat.
Sprawa zwykle ożywa przy okazji publikacji prasowych albo przed wyborami, kiedy to deklaracjom i obietnicom nie ma końca. A potem znów WIELKIE NIC!. Oj, panowie, panowie, chyba czas potraktować sprawę poważnie.
Pod górkę
Siedleccy pasjonaci deskorolki zawsze mieli pod górkę. Z braku odpowiedniego miejsca do treningów oddawali się swojej pasji gdzie popadnie. A że skateboarding to sport głośny, niemal z każdego miejsca ich przepędzano. Tak było przy szkole nr 12 przy ulicy Unitów Podlaskich, gdzie dorośli rzucali w nich jajkami. Kiedy skejterzy przenieśli się pod budynek Starostwa, wychodził do nich ochroniarz i mówił: „Do widzenia, idźcie do piaskownicy” albo „Nie macie gdzie jeździć? To już nie mój problem”. „Do widzenia” słyszeli, gdziekolwiek tylko się pojawiali. Wszędzie traktowano ich jak intruzów, choć niczego złego nie robili. Przecież chcieli tylko uczyć się jeździć.
W końcu w ich obronie stanął radny Marek Kordecki. Przekonał swoich kolegów z Rady Miasta, że to nie są chuligani. Część z nich studiuje, założyli swój klub SKSE, prowadzą stronę internetową i jeżdżą po całej Europie, oddając się swojej pasji. „Zróbmy coś dla tej młodzieży” - zaapelował. Lobby na rzecz skateboardingu stworzyła też Młodzieżowa Rada Miejska z jej przewodniczącymi - Rafałem Wysockim i Martyną Rembelak. I to z bardzo dobrym skutkiem. Zebrali w szkołach ponadgimnazjalnych około 3 tys. podpisów za budową skateparku.
Zostało Ci do przeczytania 82% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 42/2009:
najstarsze
najnowsze
popularne