Śpiewają baby pod kapliczką swoje majowe, a on zachodzi je ni stąd, ni zowąd i pstryka. Niektórzy go przeganiali. Podejścia też nie miał. Wchodzi do domu i mówi babie: “Chciałbym pani zrobić portret”. No to co ona może pomyśleć? Że o płatną usługę chodzi, bo dla ludzi portret to taki, co się na ścianie wiesza, jak ten mojej matki. “Mam już portret od ślubu, po co mi inny, jak ja teraz stara” – mówi Adasiowi baba i drzwi zamyka.
Kilka lat trwało, zanim się ludzie do tego pstrykania przyzwyczaili. Zaszedł raz do mnie ze zdjęciami: Jakiś tytuł do wystawy trzeba wymyślić – powiada. Jakieś miejscowe, gwarowe słowo najlepiej”. Patrzę na jedno, drugie zdjęcie. Na trzecim brodaty Ignac z ziemi wystaje. “Jak prawdziwy karczeba wygląda” – mówię. “A co to karczeba?” “Taki, co każdą piędź ziemi wykarczuje, żeby ją uprawiać” – mówię. Jak się ma pięć hektarów, to każdy tu u nas, na Podlasiu, musiał być karczebą. No i taki tytuł wystawy powstał: “Karczeby” – wspomina Kazimierz Kusznierow, lat 60.
Zdjęcie, które zrobił mu Adam Pańczuk, opisał Grzegorzowi Sroczyńskiemu, autorowi reportażu “Postaw zdjęcie koło cukru”, opublikowanego w najnowszym “Dużym Formacie”, konkretnie i obrazowo: “Pole jest sąsiada, drzewo z tyłu też jego, a ja stoję za słomianym daszkiem i trzymam portret matki. Ponad 50 lat w domu wisi i jest bardzo udany. Każdy krewny pochwali: “Podobna do siebie”.
Artysta bierze fotografię, maluje na wzór. Ale nie zawsze uchwyci. Mam portret z wojska bardzo niedobry, dwa lata w skrzyni leżał”.
Brodaty Ignac – prawdziwy karczeba – to Ignacy Krępicki, lat 58. “Wygląd spójny z życiorysem: przez 17 lat pracy zawodowej – jako leśniczy, furman, pastuch oraz opiekun stadniny – pracę zmieniał 18 razy – opisał Ignaca G. Sroczyński.
“Nikt nie może mi wchodzić na łeb i o to zawsze się sprawy zawodowe rozbijały” – dodaje Ignac. “Rzucało go po całej Polsce. Razem z końmi.
Pił. Pierwsza w nocy, budzę się, spać nie mogę, pędzę do lodówki i z gwinta flaszkę ciągnę do dna.” Przestał “Życie jest za krótkie, żeby nie wiedzieć, co się dzieje”.
Teraz mieszka tutaj, dzierżawi pole i dom. “Już cztery lata się nie ruszam, zaniżam sobie średnią”” – mówi Ignac.
“Z kobietą swojego życia kupili niedaleko kawałek ziemi. Budują (...) ranczo. “Będzie tu można bardzo profesjonalnie zdziczeć” – zapewnia.
Zofia Pańczuk, lat 86, jest babcią Adama.
“ -Tak jakoś skromnie na tym zdjęciu wyglądam, w zwyczajnej sukience. Mogłam chociaż ładną chustę nałożyć, o choćby tę z frędzlami.
A skąd ta chusta?
- Za sanacji kupiona.
Miałam 13 lat, przeszłam z kobietami przez Bug robić na polu bogatego gospodarza, dał dwa złote dniówki, to był mój pierwszy zarobiony pieniądz. Zakup się opłacił, chusta służy do dziś.
Ile lat?
- W 1937 roku ją kupiłam, czyli 73 lata temu. Kolory jak nowe, bo ja dbam o swoje rzeczy.
Chusty na zdjęciu nie ma, ale jest na pani jakaś siatka. Skąd?
- Adaś narzucił na mnie sieć, którą łowiło się ryby w stawie. Dziwnie, ale tak chciał. Bardzo się udał ten mój wnuczek artysta. Nie pije, nie pali, grzeczny jest.
A książka?
- Książkę sama wzięłam, to Pismo Święte. Czytam codziennie. I o życiu rozmyślam, co jest ważne, co jest mniej ważne, a co tylko jest marnym puchem".
(...)
“– Nagrodę to moje zdjęcie dostało? Dziwne gusta mają ludzie w Warszawie – nie może się nadziwić Maria Karpowicz, lat 56.
A dlaczego dziwne?
– Bo brzydkie to zdjęcie. Przecież Adam robił mi dużo lepsze nad wodą, w ładnym stroju z domu kultury. Mąż mówi: “Jak postawisz to zdjęcie koło cukru, to dzieci ze strachu po cukier nie sięgną”. Ale ja chyba wiem, dlaczego w Warszawie akurat to się spodobało.
Dlaczego?
– Te ładności, te dobrobyty wam obrzydły i na wsiową, smutną babę chcecie popatrzeć. Adam wpadł jak zapowietrzony, krzyczy, żebym w sadek wyszła do zdjęcia. “Taka mgła, taki szron, budynków nie widać, to co to za zdjęcia będą” – mówię. A on, że właśnie o to chodzi. I jakiegoś starego palta każe mi szukać. Lecę do parnika, przerzucam, najbrzydsze wpadło mi w ręce. A Adam – zachwycony. Klęknąć mi kazał, palto na głowę nałożyć, ręce wyprostować. Wszystko zrobiłam, jak kazał.
A dlaczego?
– Bo do aktorstwa przyzwyczajona jestem i nie dyskutuję. (...) Wesoła, głośna i gadatliwa z natury jestem. A na tym zdjęciu wyglądam jak posąg jakiś zabiedzony, jakbym z Oświęcimia wyszła. Załamanie na twarzy mi się maluje, a przecież taka teraz jestem szczęśliwa.
Dlaczego?
– Bo w polu nie muszę robić, za kosą odbierać, snopków stawiać, gnoju wywozić. Od małości robiłam. Przed szkołą o świcie gęsi pasać, po szkole do lasu za krowami iść i wiersza się uczyć. Teraz od roku mam szczęście i spokój. Bo policzmy: dostałam 582 zł emerytury, mąż od wypadku ma 670 zł renty. To razem jest 1252 zł co miesiąc. Wyśpi się człowiek nareszcie. Wstyd mówić, ale dziś dopiero o 6.30 wstałam”.
najstarsze
najnowsze
popularne