Podczas czytania wyjaśnień Janusza Korwin-Mikkego, mających uzasadnić spoliczkowanie Michała Boniego, zrobiło mi się nieswojo. Nie posądzałem J.KM. o taką miałkość oraz, przepraszam, menelskie maniery. Czuję się zawiedziony. I trochę oszukany.
Podczas czytania wyjaśnień Janusza Korwin-Mikkego, mających uzasadnić spoliczkowanie Michała Boniego, zrobiło mi się nieswojo. Nie posądzałem J.KM. o taką miałkość oraz, przepraszam, menelskie maniery. Czuję się zawiedziony. I trochę oszukany.
Podobnie czułem się czytając komentarz do biblijnej opowieści o zabójstwie Holofernesa (Asyryjczyka) przez Judytę (Żydówkę), zamieszczony w „Starym Testamecie” (Kraków 1956) wydanym przez jezuitów.
Było tak. Chcąc obronić wybrany przez Boga naród przed okrucieństwem asyryjskiego wojownika, Judyta „zrobiła się na bóstwo” i z zamiarem zgładzenia wroga udała się do jego namiotu. Na widok pięknej niewiasty „serce Holofernesa zadrżało, bo był zapalony pożądliwością ku niej”. Kiedy ucztowali, wódz „stał się przy niej bardzo wesoły, i pił bardzo wiele wina, ile nigdy nie pił za żywota swego”. I stało się - kiedy on urżnął się do nieprzytomności, ona urżnęła mu głowę.