„Żadna praca nie hańbi” – to było motto mego dorastania. Z tą maksymą rodzice wysłali nas w świat. Ale oni jeszcze nie wiedzieli, że ktoś kiedyś wymyśli zajęcie, które hańbi równocześnie i wykonawcę, i odbiorcę pracy: telemarketing.
Nie było mi ono obce. Często dzwoniono do mnie proponując tzw. produkty. Gdy telefon przeszkadzał, lub po trzecim połączeniu z tą samą ofertą dzwoniący słyszał – wyznaję ze wstydem – „serdeczne pozdrowienie”. Nie było to dla mnie miłe, ale też nie „zalegało na wątrobie.” Potrzeba zarobienia pieniędzy, po bezskutecznym poszukiwaniu pracy, zniwelowała ból, że teraz ja – intruz w czyimś życiu – będę wysłuchiwać „serdeczności”.