Piękny był, jak cud jaki mniemany: wyrazisty, przekonywający, kolorowy i kwadrofoniczny. I nie mniej doniosły w swym przekazie, niż słynne wieszcze sny Martina Lutera Kinga i Johna Fitzgeralda Kennedy’ego.
Śniło mi się, że moi krajanie wreszcie szczerze przejęli się tym, kto ma zarządzać i nabywszy wiedzy o prawidłowym wypełnianiu kart wyborczych, gromadnie poszli wybrać swych delegatów do samorządów. Mało tego: wybierali nie wedle barw politycznych jednych albo na złość tym spod innych sztandarów, ale odpowiedzialnie wskazując tych, co mają talenty, chęci do działania i kompetencje.