Był ambicjoner, co tak pokierował kampanią wyborczą pewnej formacji politycznej, że poniosła totalną klęskę. Jej członkowie stwierdzili, że najlepiej będzie, gdy nazwisko owego nieudacznika zostanie na zawsze zapomniane.
Był ambicjoner, co tak pokierował kampanią wyborczą pewnej formacji politycznej, że poniosła totalną klęskę. Jej członkowie stwierdzili, że najlepiej będzie, gdy nazwisko owego nieudacznika zostanie na zawsze zapomniane.
Niestety, ambicjonerów ci u nas przesyt – są polskim bogactwem narodowym. Co i raz objawia się jakiś, wieszcząc, że ma pomysł na uleczenie „narodowych bolączek”. I oto taki jeden, któremu psychoterapeuta wmówił, że ma zadatki na wodza, zablokował szosę, którą chciałem podróżować. Niewiele mnie obchodzi „w co gra” ów ambicjoner. Mam własne problemy, z rozwiązywaniem których jestem zdany tylko na siebie – a sztuki radzenia sobie z nimi uczyłem się od mego Dziadunia – chłopa prawdziwego, a nie krawatowo-kawiorowego. Dlatego nie żebrzę, nie straszę, nie naciskam, nie blokuję, tylko sobie radzę.