Dwa felietony temu zachwycałem się „Idą” (reż. Paweł Pawlikowski), a zaraz potem obejrzałem „Lewiatana” (reż. Andriej Zwiagincew). Oba filmy są arcydziełami, ale porównywanie ich byłoby równie jałowe, jak rozważania, czy obrazy Jerzego Nowosielskiego są „lepsze”, lub „gorsze” od dzieł Olgi Boznańskiej. Sztukę odbiera się wedle osobistego „smaku”, a także tego, jakie mamy wobec niej oczekiwania. Jedni szukają refleksji, drudzy emocji, a trzeci „prawdy czasu”. W „Idzie” uwiodły mnie oszałamiającej urody zdjęcia; bez nich nie byłoby wielkości tego filmu. (Pejzaże były jak wyjęte z pamięci mego dzieciństwa…)