Odnosiłem się już do „zjeżonych” emocjonalnie wypowiedzi polskich hierarchów Kościoła katolickiego ganiących pomysły rozwiązań prawnych niezgodnych z jego nauczaniem. Uważam bowiem, że hierarchowie, mając prawo (jak wszyscy obywatele tego kraju) wypowiadania się w każdej kwestii, nie mogą oczekiwać, że ich opinia będzie wiążąca dla władz państwowych. Polska (nominalnie) nie jest krajem wyznaniowym i dlatego obowiązujące w niej prawa (będąc dla ogółu obywateli) nie muszą i nie powinny mieć „imprimatur” żadnego Kościoła.
Ale, chcę tak myśleć, coś „drgnęło” w tej sprawie...
Oto w okresie wielkanocnym dwaj arcybiskupi Stanisławowie: Dziwisz i Gądecki, krytykując rozwiązania prawne (nazwę je okołoobyczajowymi) niezgodne z nauką społeczną Kościoła, którym współrządzą, pouczyli wiernych, że: „Prawdziwy chrześcijanin, prawdziwy uczeń Chrystusa nigdy nie będzie korzystał z niegodziwych praw, nawet uchwalonych w majestacie demokratycznego państwa […]. Te prawa do niczego nie zmuszają. Każdy z nas ma sumienie, znamy Dekalog i mamy Ewangelię.”