Koleżanka powiadomiła mnie o spotkaniu absolwentów i nauczycieli naszej szkoły (dziękuję Elu!). I od razu odżyły przykurzone wspomnienia. Pod ich wpływem zajrzałem do kalendarza, czy aby dzień wyznaczony na spotkanie mam wolny, a że był, przy wskazanej dacie sporządziłem stosowny zapis „ku pamięci”.
I zaraz wróciłem myślami do tamtych ludzi i związanych z nimi wydarzeń. Jakoś tak błogo mi się zrobiło. Ale i trochę żałościwie, bo żal było tego, co zostawiło wyłącznie dobre wspomnienia. Taaak, to był szczęśliwy czas, do tego stopnia, że z sympatią myślę o tych nauczycielach, którzy w naszym, uczniów, pojęciu „mało dawali się lubić”. Doszło do tego, że pokusiłem się o odtworzenie z pamięci (a w moim wieku, to znaczne osiągnięcie!) listy obecności naszej klasy – łącznie z nazwiskami kolegów, którzy z różnych powodów nie dotrwali do dyplomu.