Nie lubię rozmawiać o pracy. Zwłaszcza przy grillu. Przy grillu wolę rozmawiać o grillu. A choćby o tym, że lepiej go rozpalać z szyszek modrzewiowych niż z tych wszystkich wynalazków w butelkach i celofanach, i że dobrze te szyszki wpierw ustawić w stożek. Nie lubię rozmawiać o pracy na urlopie, a właśnie tak się pięknie składa, że od paru miesięcy bawię się w urlop. Taki nieformalny, pseudotacierzyński, ale jednak. Gadać w jego trakcie o pracy, to tak jakby na wagarach rozprawiać o szkole. Ohyda! Może obrzydzić i urlop, i grilla, i każde wagary. Ale nie da się: - Jak myślisz, kto będzie w Siedlcach po Kudelskim? - padło pytanie, a ja patrzę, czy stożek z szyszek modrzewiowych dobrze ustawiłem, czy równomiernie się zajmuje. Bo pytanie nie zajmuje mnie niemal wcale. - To jak będzie? - upierdliwiec, myślę sobie. Dać namiar do wróżki ze Starowiejskiej czy samemu się silić? Ludzkie emocje są zmienne jak Bug i kto tam dziś wie, gdzie za dwa lata warto będzie postawić młyn?