Biszkopt z kaszanki

Siedlce

Tomasz Markiewicz 2011-02-14 11:57:11 liczba odsłon: 37169
Magda Gessler w siedleckiej Barbarossie, fot. Janusz Mazurek

Magda Gessler w siedleckiej Barbarossie, fot. Janusz Mazurek

Siedlecki lokal „Barbarossa” istnieje od dziewięciu lat. A były to ciężkie lata, bo konkurencja na rynku ogromna, a zarządzanie gastronomicznym biznesem to jedna wielka zagadka. - Ostatnio nie mieliśmy wieczorami gości. Zajmowaliśmy się wyłącznie przyjęciami i cateringiem - mówi właścicielka lokalu Barbara Orzyłowska. W końcu przyszedł moment, że do akcji wkroczyła królowa polskiej kuchni Magda Gessler i ekipa „Kuchennych rewolucji”. Co dały cztery dni ostrej szkoły gotowania?

Piątek, 3 lutego, 16.30. Za pół godziny finałowa kolacja. Wcześniej w lokalu dominowały smutne, ciemne barwy, teraz mieni się tęczą pogodnych kolorów. - Nigdy bym nie pomyślała, że czerwień tak pięknie komponuje się z fioletem - mówi pani Barbara. Dużo świeżości w postaci żywych doniczkowych kwiatów, piękna fuksja, lampy, świece zapachowe. To kolejne elementy metamorfozy. „Barbarossa” wygląda jak nowa!

- Halo! Co pani tam niesie? Chwilka... Dziewczyny, już możecie rozstawić sałaty, tylko posólcie jeszcze z wierzchu...
Najpierw słychać głos, potem widać burzę blond loków, a po chwili również twarz i rozjaśniający ją miły uśmiech. To Magda Gessler. Ale niech ten uśmiech nikogo nie zwiedzie. Gessler to twardy szef, który zna się na swoim fachu. Nie znosi sprzeciwu. Wystarczy przytoczyć jej słynny dialog z góralem, restauratorem z Żywca. Ona: „W tym lokalu śmierdzi kotami”. On: „Zabiję ją. Dobrze, że nie mam siekiery, bo byłaby kwaśnica”. Ona: „Trzeba sprzątać a nie, ku..., pić!”. I tak dalej, i tak dalej. W końcu jednak krnąbrny góral odniósł sukces dzięki pani Magdzie.

W Siedlcach popularna restauratorka trafiła na kulturalnych i odpowiedzialnych właścicieli. Co nie znaczy, że nie było ostrych słów. Były. - I smutek był, i łzy. Ale to już trzecia edycja programu. Oglądałam każdy odcinek i wiedziałam, na co się decyduję - mówi pani Barbara.

- Jeżeli ktoś sam nie chce sobie pomóc, to już nic na to nie poradzę. Ja jestem tylko receptą, a nie lekarstwem... - tłumaczy Magda Gessler. Siedlecki lokal z tej recepty skorzystał. - Ma tu być pysznie i nareszcie będą mogli odwiedzać to miejsce zakochani - mówi Gessler. - Właścicielka restauracji jest uroczą, ciepłą, bardzo zdyscyplinowaną i pracowitą osobą - chwali chwilę później panią Barbarę. W ustach pani Magdy to spory komplement. Tym bardziej, że to nie karta dań i piękny wystrój, ale przede wszystkim właściciele i personel przyciągają klientów. Wygląda na to, że panie się polubiły, bo właścicielka „Barbarossy” równie ciepło wypowiada się o Magdzie Gesller. - Ma w sobie dużo empatii. Wie, kiedy się zdystansować, kiedy przytulić, a kiedy wytrzeć łzy.

- Basia, która jest godzina? Piąta za pięć! Wstawiajcie sałaty na stół. A jak kwiaty? Ja będę prosiła, żebyś wzięła kilka róż i udekorowała płatkami sałatę.
Sałaty z sosem winegret dijon wędrują na stół. W pierwszej kolejności serwowana jest zupa-krem z cukinii z grillowaną cykorią i kozim serem. Potem na salę wjeżdża siedem ośmiokilogramowych indyków. Ich ogrom robi wrażenie nie tylko na zaproszonych gościach, ale i na samej Magdzie Gessler. Niemal w ostatniej chwili wręczyła właścicielce „Barbarossy” listę zakupów. Trzeba było jechać w nocy do Radzynia, budzić właściciela ubojni i pytać o drób. Na całe szczęście był tego dnia ubój. Zamówiono dwadzieścia sztuk, co przy ich okazałości dało w sumie sto sześćdziesiąt kilo mięsa. Indyki, które jeszcze o 14.00 chodziły na wolności, dzień później  opalały się już przed rozgrzanymi kamerami TVN-u. Upieczone i podlane sosem koniakowym! Do tego podano biszkopt z kaszanki z migdałami i orzechami. Na deser serwowano domowe pierożki z różaną konfiturą i sosem cynamonowo-cytrynowym. Bardzo wszystkim smakowały.

- I teraz takie potrawy znajdziemy w codziennym menu „Barbarosy”? - pytam. - Niektóre na pewno. Magda otworzyła mi oczy, że nie należy robić tego, co wszyscy, tylko dlatego, że to się sprzedaje. Trzeba stawiać na oryginalność. I to będziemy robić - obiecuje pani Barbara. Jako pierwsze z karty dań wypadły makarony (Magda Gessler: - Przecież nie macie tu Włocha). - „Barbarossa” potrzebowała tej inności, tego biszkoptu z kaszanki - mówi dziś zadowolona właścicielka.

W ciągu miesiąca M. Gessler ma tu jeszcze wrócić, by ocenić, jak jej rady wprowadzane są w życie. Może być ciekawie... Bo co zrobi, kiedy się dowie, że sugerowana przez nią zmiana nazwy lokalu zawisła w próżni? Właścicielce trudno się z nią rozstać i liczy na kompromis. Jeśli nie, to drżyjcie Siedlce! 

TOMASZ MARKIEWICZ

Komentarze (43)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.