Po co są artyści?
Badyl w mrowisko
0000-00-00 00:00:00
liczba odsłon: 4754
Pewna pani stwierdziła, że Wisława Szymborska kojarzy jej się z Noblem, ale nie z Polską, nie z polską wierzbą ani polską przyrodą i historią. Bo - zdaniem tej pani - poeta ma swoje obowiązki wobec kraju i narodu.
A mnie ten wywód „zaleciał peerelem” z jego ideologizacją kultury; kreowaniem „słusznych” kierunków i promocją „właściwych” artystów… Brrr..
Każdy ma prawo mieć osobiste oczekiwania wobec artystów. Może lubić, lub nie, styl gry tego czy innego aktora. Może czuć dreszcz emocji, oglądając konkretną rzeźbę, obraz lub instalację artystyczną. Może wreszcie doznawać ekstaz, czytając powieść lub wiersz, gdy ktoś inny przy ich lekturze odczuje znudzenie albo niesmak…
I są to zachowania prawidłowe, wręcz pożądane. O to w sztuce chodzi – o budzenie emocji. Bo sztuka „nie jest od tego”, żeby podobała się wszystkim. A skąd!
Ale też artyści nie są od tego, aby komukolwiek i czemukolwiek „służyć”, czy „towarzyszyć” procesom społecznym albo politycznym. Są od tworzenia, od kontaktowania się ze światem we właściwy sobie sposób. Opisują otoczenie, jak je odbierają, a efekty tych duchowych przetworzeń przedstawiają nam: słuchaczom, widzom i czytelnikom… Ich sztuka może do nas trafiać lub nie…
Jednak zbrodnią na kulturze jest wtłaczanie jej w jakieś schematy i misje, w przydawanie jest obowiązków patriotycznych, oczekując, że będzie „krzepić serca ogółu społeczeństwa”! Każdy z nas, należąc do tego ogółu, ma inną wrażliwość; często granicznie różne bodźce powodują, że „coś nam w duszy zagra”. Jedni odbierają tzw. wysoką sztukę na poziomie sensualnym („ładne” – „brzydkie”), drudzy „wchodzą” w nią, analizują, myślowo przetwarzają, często do poziomów bardzo wysublimowanych. I to też jest normalne, dobre i potrzebne, bo w ten sposób powstają strefy odbiorców o różnych artystycznych smakach i potrzebach.
Problem zaczyna się, gdy odbiorcy usiłują wartościować artystów i ich sztukę wedle własnych, subiektywnych kryteriów obyczajowych lub (to najgorsze!) poglądów politycznych. Takie stawianie sprawy dowodzi niedojrzałości intelektualnej. Jest ocenianiem sztuki przy użyciu absolutnie nieuprawnionych kryteriów. Wagą nie zmierzymy prędkości nurtu rzeki!
Mnie nie przeszkadza w zachwycaniu się „Ostatnią wieczerzą”, że da Vinci był gejem, ani w śmiechu na seansach filmów z Adolfem Dymszą, że podczas okupacji ten komik grał w lokalach „Nur für Deutsche”.
Oceniający „wartość” artystów według ich tzw. postaw wobec rzeczywistości są nosicielami „starego porządku”. Mentalnymi reliktami czasów, w których wskazywano twórców „słusznych ideologicznie”, żądając od nich „aktywnego współkreowania nowego społeczeństwa”.
Artyści nie są od tego! Zdecydowanie nie!
Boxer
najstarsze
najnowsze
popularne