Bezradność
Badyl w mrowisko
2012-04-18 10:46:30
liczba odsłon: 3426
Czterech łobuzów pobiło w tramwaju mężczynę, bo zwrócił im uwagę, że piją piwo w wagonie i używają rynsztokowego języka. Człowiek ten został pobity między przystankami w wagonie, którym podróżowało kilkanaście osób. Nikt nie stanął w obronie leżącego na podłodze, którego bandyci kopali gdzie popadło. Pozostali pasażerowie tylko patrzyli – zakończył notatkę internetowy dziennikarz.
Nie sądzę, by obserwowali katowanie bliźniego. Na pewno nie wszyscy. Większość mogła widzieć początek bójki, potem szybko przeniosła wzrok na szyby: „Jeszcze mnie na świadka wezmą, po co mi to…”. Uczestniczyłem w podobnych incydentach, lecz szczęśliwie dla zaczepianych przez agresywnych pętaków zawsze w pobliżu znajdowali się ludzie, którzy ich spacyfikowali. I dobrze pamiętam zachowanie tych, co nie chcieli widzieć, że komuś dzieje się krzywda. Pamiętam ich odpowiedzi, gdy byli pytani, dlaczego nie stanęli w obronie krzywdzonego człowieka.
Najpierw wyjaśniali, że nie widzieli powodu, by się włączyć, bo nie wiadomo, o co poszło, dlaczego ta awantura („a może zasłużył na cięgi?”), poźniej, gdy bandzior leżał z rękoma wykręconymi na plecy i twarzą wciśniętą w ziemię, współczuli ofierze i oburzali się na napastnika…
Mimo to nie mogę potępić ludzi spętanych strachem. Znam uczucie dojmującego lęku, wiem, że porafi odebrać jasność myślenia i wolę działania. Poza tym nie każdy wie, jak się zachować w krytycznym momencie i nie w każdym drzemie duch wojownika.
Łatwo komentuje się takie wydarzenia „po”, poucza: „A trzeba było…”, „Ja to bym…”. Daję głowę, że ci „radcy”, gdyby w ich obecności doszło do aktu przemocy wobec innej osoby, pogubiliby się i nie byli w stanie wprowadzić w czyn swych „światłych” rad.
Ale też nie jestem skłonny rozgrzeszać i usprawiedliwiać biernych. Oni są współwinni każdemu złu, które stało się w ich nieobecnej obecności. Każdy zadany cios jest także winą kilkunastu (podkreślam to) pasażerów przyglądających się katowaniu mężczyzny, który przecież stanął w obronie ich spokoju.
Myślę, że bierność wobec zła wynika z zatracenia poczucia wspólnotowości. Bo co robi wielu z nas na co dzień? Odcinana się od otoczenia, izoluje od sąsiadów, boi się nawiązywania nowych znajomości. A to powoduje zanik empatii – zdolności współodczuwania; przecież każdy człowiek to nasz bliźni. I cóż z tego, że wspieramy akcję charytywną, jeśli nie bronimy dobra, gdy w naszej obecności dzieje się zło. W takiej sytuacji datek na zbożny cel jest kupowaniem sobie dobrego samopoczucia.
Nie, nie mogą spać spokojnie ci, co nie reagują na przejawy chamstwa, agresji, przemocy. Ale nie wiem, co trzeba by zrobić dla odwrócenia tego trendu. Po prostu jestem bezradny…
Boxer
najstarsze
najnowsze
popularne