Para w gwizdek

Badyl w mrowisko

2012-04-30 10:42:07 liczba odsłon: 2336

Mało uważnie śledzę spór o tzw. podstawę programową nauczania historii w szkołach ponadgimnazjalnych. Jestem już dość stary, by wiedzieć, że tak naprawdę idzie o indoktrynację, co nie jest ani nowym, ani tym bardziej polskim wynalazkiem. Wszak już starożytni monarchowie starali się, aby lud znał „właściwą” przeszłość; gdzie trzeba „podrasowaną”, a gdzie nie trzeba ocenzurowaną. Bo nauczanie historii zawsze służyło „domowi panującemu”, jakikolwiek on był. I nigdy nie brakowało historyków piszących podręczniki, w których filtrowali przeszłość poprzez własne przekonania polityczne albo poglądy tych, którym ich pisanie miało służyć.

W tym przekonaniu umocnił mnie tygodnikowy tekst „Głodowali dla historii”, opowiadający o proteście głodowym w „imię należytego nauczania historii.” Gdyby walczono o „zobiektywizowane nauczanie historii”, gotów byłbym się przyłączyć do głodujących. Ale walka o „należyte nauczanie” pachnie ideologiczną manipulacją. Bo „należytość” to nie to samo, co „obiektywizm”, albo – przynajmniej – zadeklarowane dążenie do rzetelnego opisywania przeszłości. Bez dętego gloryfikowania i potępiania ze względu na polityczną „niesłuszność”. Dlatego uważam, że nauczanie historii w polskich szkołach jest służebne wobec dominującej ideologii, a protest w intencji „należytego nauczania historii” jest próbą zastąpienia jednej nieobiektywnej wizji dziejów Polski inną - równie nieprawdziwą (jeśli nie bardziej).  

Z doświadczenia własnego i opowieści moich dzieci oraz ich rówieśników wiem, że wśród młodzieży pasjonaci historii są w wyraźnej mniejszości. Nastolatków uczenie się tego przedmiotu nuży i nudzi. I choć ja, pogrążony w nieustannych studiach historycznych, żadną miarą pojąć nie umiem, dlaczego tak jest - ale jest!
Dojrzałe, krytyczne zainteresowanie przeszłością przychodzi najczęściej podczas studiów. I właściwie każdy na poważnie biorący się za badanie historii przeżywa chwilę, gdy zdaje sobie sprawę, że wiedza, którą czerpał z podręczników, jest czasem bardzo inna od tej, którą poznaje podczas studiowania różnych (podkreślam - różnych) opracowań oraz ze źródeł, których nie widziało jeszcze oko badaczy, albo których oko „oślepło” widząc je… Natykałem się na „metryczki” akt, w których były nazwiska korzystających z nich na długo przede mną znakomitości, a które jednak w swych publikacjach nawet nie zająknęły się o faktach, jakie poznały. Dlaczego – mogę się tylko domyślać.

Dlatego bez emocji podchodzę do protestu w sprawie „należytego nauczania historii”. To żadne dęcie w surmy bojowe - to puszczanie politycznej pary w gwizdek.
Boxer
Komentarze (4)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.