W imię Boga?
Badyl w mrowisko
2012-08-25 09:31:01
liczba odsłon: 2772
Na jednym z kanałów satelitarnych obejrzałem film opowiadający
o szczegółach akcji amerykańskich komandosów przeciwko Osamie bin Ladenowi. Lektor szczegółowo opisywał każdą ze scen nagranych podczas działań bojowych. Animację komputerową wykorzystano tylko do scen pokazujących śmierć osób usiłujących powstrzymać komandosów
– w tym syna lidera Al Kaidy. Dokładnie widziałem, skąd strzelano, jaki był tor pocisków i gdzie trafiły one poszczególne ofiary.
W jednej z końcowych sekwencji filmu komandos, wyszedłszy z domu, w którym dokonano mordu, nadał umówiony sygnał, że akcja się powiodła: „Geronimo”, a od siebie (co lektor podkreślił) dodał: „W imię Boga i narodu”.
Oczywiście można dyskutować, czy śmierć ibn Ladena było słuszną odpłatą za jego czyny, czy też przeciwnie – był to zwyczajny, prymitywny mord (samosąd?), który wedle prawa narodów cywilizowanych powinien podlegać osądowi trybunału.
Można też dywagować, czy egzekucja inspiratora hekatomby 11 września, którą na żywo oglądali najwyżsi decydenci USA, nie była najboleśniejszą klęską cywilizacji zachodniej? I czy odwołanie się przez tę cywilizację do starożytnego prawa Talionu, z jego uznaną dziś za barbarzyńską zasadą „oko za oko”, nie jest sprzeczne z głoszonym przez nią poszanowaniem praw ludzi i społeczeństw?
Ale najbardziej w tym filmie poruszyło mnie zadedykowanie Bogu śmierci ibn Ladena - czego nie skwitowano ani słowem w komentarzu, jakby rzeczywiście Przedwieczny radośnie poruszył się na swym niebieskim tronie na wieść o śmierci Starca z Gór. A cóż – pytam – Bogu (jakkolwiek jest On wyznawany) do ludzkich porachunków?! Cóż ma On do naszych złości, nienawiści, bezradności i kombinacji, w wyniku których dzieje się krzywda naszym braciom? Bo wszyscy ludzie są sobie braćmi... Czyż Dekalog, który obowiązuje wszystkich chrześcijan, ale i zasady spisywane przez zastępy humanistów na przestrzeni wieków, nie nakazują poszanowania życia bliźnich? Od tej zasady nie ma żadnych wyłączeń...
I tak sobie jeszcze myślę, że jakiejś części z nas, ludzi kultury łacińskiej, nie jest znowu tak bardzo daleko i do ibn Ladena, i do mocodawców jego śmierci. Wszak nie brak między nami takich, którzy własne decyzje – czasem głupie, cyniczne albo wzniecające nienawiść – starają się „uświęcić” odwołując się do woli Boga. A cóż oni wiedzą o niej? Skąd czerpią wiedzę, że ich czyny są miłe Opatrzności? A może jest dokładnie odwrotnie: sprzeniewierzają się prawom i zasadom, które jako boskie zostały spisane w księgach uważanych za święte? Mogą - jak się powszechnie sądzi – wypaczać nauki Boga niektórzy imamowie, mogą i uważający się za chrześcijan niektórzy świeccy i duchowni; bez względu na wyznanie i nację.
Boxer