Sens życia
Badyl w mrowisko
2012-09-22 11:26:44
liczba odsłon: 2084
Przez szybę kiosku, z okładki kolorowego magazynu, patrzyły na mnie smutne oczy znanej dziennikarki. Pod jej nazwiskiem trzy słowa: „Szuka sensu życia”. Można by pomyśleć, że osoba, która osiągnęła szczyty popularności, która ma właściwie wszystko, nie musi szukać sensu życia. Powinna używać go i być po prostu szczęśliwa. A nie jest…
Przypomniała mi się niedawno usłyszana opinia o znanym mi młodym człowieku: „Dobrze się ożenił (z córką adwokata), żyje mu się wygodnie, dostatnio (teść kupił im ładne mieszkanie), a on jednak narzeka. I czego!? Każdy mu tylko może pozazdrościć, a on skrzywiony chodzi! Nie umie cenić szczęścia, jakie go spotkało”.
On, owszem, ma wiele, ale czy to jest powód, by uważać, że ma szczęście, że jest szczęśliwy? Dla jakichś powodów jednak jest „skrzywiony”.
Szczęście jest bowiem stanem przejściowym, doraźnym. Nie da się przeżywać nieustannych uniesień i być tak samo szczęśliwym dziś i za tydzień. Nie da się, gdyż emocje zwane szczęściem głównie dotyczą sytuacji czy stanów przeszłych, których doświadczyliśmy najpierw, a później uznaliśmy je za dobre dla nas. Można być szczęśliwym z powodu uniknięcia wypadku, wygranej na loterii czy sukcesu kuracji lekarskiej. A życie, czy można uznać je za szczęśliwe (udane) inaczej, jak z perspektywy starości?
Inny przykład. Matka jest szczęśliwa z urodzenia zdrowego dziecka. Jest szczęśliwa, gdy dorasta, gdy jest chętne do nauki, nie sprawia kłopotów wychowawczych. Opieka nam nim staje się czasem sensem życia matki. Wystarczy jednak (co nie jest takie wyjątkowe), że - mimo starań i wysiłków – dziecko, mówiąc umownie, „schodzi na złą drogę”. Nie dość, że ginie wtedy radość matki (jej szczęście), to jeszcze przychodzi czasem najgorsze: utrata sensu życia…
Sens życia to duchowy motor, który mobilizuje do podejmowania wysiłków wydawałoby się ponad siły, a jednak właśnie one są źródłem radości. Bo jak żyć (i po co?), jeśli nie można nazwać sensownym tego, co robimy? Jeśli nie dostrzegamy sensu naszej obecności tu i teraz?
Szukamy szczęścia, dążymy do niego, ale czasem, gdy je osiągamy, dość szybko nam powszednieje, a bywa, że rozczarowuje. Bez miliona złotych czy „Merca” da się żyć. Jak jednak żyć bez celu? Jego brak czyni nasze bytowanie jałowym, bezwolnym. I cóż z milionów, gdy nie wiemy, na co nam one, cóż z auta, gdy nie mamy motywacji, by gdzieś autem pojechać? Gdy – czasem - nie ma kogo do niego zaprosić i do kogo pojechać?
Rozumiem i dziennikarkę, i zięcia adwokata: sens życia jest dobrem najcenniejszym. Bo wiedzieć, dlaczego się oddycha i trudzi, to dopiero szczęście… Rzeczy są i może ich nie być, a życie jest tylko jedno…
Boxer