Ględu, ględu…
Badyl w mrowisko
2012-10-13 10:59:35
liczba odsłon: 2319
Lubimy co jakiś spotykać się w ładnym lokalu, by siedząc na wygodnych kanapach powymieniać się przemyśleniami i wyrazić opinie o nurtujących nas kwestiach.
Ostatnio gadka znowu zeszła na kolegę Donka. A stało się to, gdy poruszyliśmy wątek naszych skąpych, niestety, dochodów rodzinnych i technik dysponowania nimi. To kolega Jarek przywołał Donka (którego coś nie lubi) przedstawiając go jako podręcznikowy przykład utracjusza, nie dość że żyjącego ponad stan, to jeszcze niebezpiecznie balansującego na krawędzi – tak to określił – płynności finansowej.
– Masz rację – podchwycił ten wątek kolega Artur. On wyniszcza swoją rodzinę, choć ona tego nie dostrzega. Kupił ostatnio ogromny telewizor na kredyt; oni się w niego gapią i obściskują „dobrego tatę”, gdy są ogałacani co miesiąc ze sporej kasy, którą pożerają raty za odbiornik!
– Już nie raz mu mówiłem – powiedział kolega Mariusz – żeby się puknął w łeb. I nic!
– Niedawno, jak spotkaliśmy się na rynku – wrócił do głosu kolega Jurek – kolejny raz go obsobaczyłem i spytałem, kiedy się w końcu weźmie za remont dachu jego domu, bo z blachy płatami farba odłazi. Wiecie, jak się odszczeknął? - „A jak ty, kurduplu, możesz widzieć dach mego domu, jak wzrokiem (a i to jak głowę zadrzesz) góra do linii okien sięgasz, a i to tych na parterze?”
– A to buras! Popatrz go! – kolega Artur nie posiadał się z oburzenia. I zamilkł.
Skorzystała z tego koleżanka Marzena i gromko, jak to ma w zwyczaju, powiedziała:
– Słuchajcie, ale i jego żona, Waldzia, nie lepsza! Niby ekonomistka, a kiedy przekonywałam ją, żeby sobie wreszcie zmywarkę kupiła, bo myjąc w zlewie gary po kupie bachorów nie dość, że traci pieniądze na duże rachunki za wodę, to jeszcze ją marnuje. A wody zaczyna brakować, o!
Koleżanka Marzena aż zamilkła z nerwów.
– A czego od niej chcesz, toż od niej wiochą z daleka zajeżdża… - skonkludował kolega Mariusz.
– To co, może pójdziemy do niego, jak tu jesteśmy i powiemy mu, co o nim myślimy? – zapodał kolega Artur spoglądając (jak zwykle) w oczy kolegi Jarka, a gdy ten kiwnął głową - poszliśmy.
Donek bujał się na ogrodowej bujawce. Wysłuchał naszych zastrzeżeń, pouczeń i krytyki, a gdy skończyliśmy, spojrzał na nas tak jakoś dziwnie – z wyzywającym politowaniem i rzekł:
– No i co z tego gadania wynika? A co wy wiecie o tym, ile mam kasy i na co ją – zawsze po naradzie z rodziną, wiedzcie to! – będę wydawał? Dobra, powydziwialiście, a teraz spadać z mojego podwórka…
To i poszliśmy…
To mój komentarz do skuteczności konferencji ekonomistów, która niedawno odbyła się z inicjatywy jednej z wiodących partii na naszym rynku politycznym.
Boxer
najstarsze
najnowsze
popularne