Przed operacją powiedzieli sobie, że się kochają. Po operacji sprawdzali, czy drugie jest obok i czy na pewno żyje. – Gdy zobaczyłam, że Radek śpi, a potem usłyszałam, że chrapie, byłam już spokojna – mówi Monika Błażejczyk z Górzna.
Katarzyna z bratem i Monika z mężem. Fot. A. Król
Przed operacją powiedzieli sobie, że się kochają. Po operacji sprawdzali, czy drugie jest obok i czy na pewno żyje. – Gdy zobaczyłam, że Radek śpi, a potem usłyszałam, że chrapie, byłam już spokojna – mówi Monika Błażejczyk z Górzna.
– Najważniejsze było dla mnie, że brat jest obok i z nim wszystko w porządku – mówi pochodząca z Łaskarzewa Katarzyna Błachnio. Obie oddały nerki, by ratować bliskich sobie mężczyzn: pani Monika - męża, pani Katarzyna - brata.
Należą do grupy kilkudziesięciu osób w Polsce, które co roku decydują się na oddanie nerki swoim bliskim. Liczba dawców żywych rośnie, ale i tak słabo wypadamy na tle Europy i świata. – Nie kochamy po prostu tak mocno, jak mówimy – mówi Aleksandra Tomaszek, regionalny koordynator transplantacyjny ze Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie. – Ciągle też jest zbyt niska świadomość. W tym roku było nieco ponad 20 przeszczepów rodzinnych, w zeszłym - 57. Tymczasem przeszczepów nerek od dawców zmarłych jest około 2 tysięcy.
– Dawcy są po prostu wyjątkowymi ludźmi – komentuje Piotr Kędzierski, nefrolog, kierownik stacji dializ w Garwolinie. [...]
Justyna Janusz
Więcej w papierowym i e-wydaniu „TS” nr 30.