Gospodarstwo rolne państwa Janiny i Jerzego Kołodziejków ma powierzchnię 12 hektarów. Z czego pół hektara, akurat te niedaleko domu, albo jest właśnie pod wodą, albo jest nią przesiąknięte tak, że nie nadaje się do użytkowania.
Woda w tym rowie stoi cały rok – mówi Jerzy Kołodziejek.
Gospodarstwo rolne państwa Janiny i Jerzego Kołodziejków ma powierzchnię 12 hektarów. Z czego pół hektara, akurat te niedaleko domu, albo jest właśnie pod wodą, albo jest nią przesiąknięte tak, że nie nadaje się do użytkowania.
– To wszystko jest bardzo uciążliwe, woda tu ciągle stoi. Podczas żniw nie da się niczego na tej ziemi zrobić. Nawet tam, gdzie nie ma wody, ziemia jest namoknięta. Sprzęt się w nią zapada – opowiada Janina Kołodziejek.
Żona Jerzego po ostatnich przeżyciach ze Związkiem Spółek Wodnych ma złe zdanie o polskich urzędnikach. – Nie mają żadnego poczucia obowiązku czy odpowiedzialności. To niewyobrażalne – mówi.
Na polu za domem i położonej po drugiej stronie drogi łące przez większą część roku stoi woda. Pełen wody jest rów oddzielający łąkę od sąsiedniego pola. Nie jest drożny, zarastają go krzaki i drzewa.
Byli, ale nie naprawili
Na łące i polu woda pojawiła się w 2007 roku. Jerzy Kołodziejek zgłosił problem w Rejonowym Związku Spółek Wodnych w Garwolinie. Na reakcję nie musiał długo czekać, bo na jego polu szybko pojawiło się dwóch pracowników związku.
najstarsze
najnowsze
popularne