Za nami pierwsza niedziela wolna od kupczenia, którą – o dziwo – udało się przeżyć. Mimo, że wielu jeszcze nie wyszło po niej z szoku, ja widzę same plusy. A pierwszy ujrzałem już w sobotę, gdy naród rzucił się na Lidle
i Biedronki, robiąc zapasy takie, jakby co najmniej usłyszał o odpaleniu iskanderów w Obwodzie Kaliningradzkim. Dyskonty zresztą pochyliły się nad tą nagłą potrzebą Polaków, przedłużając sobotni czas pracy zatrudnionych na kasach.