Lekarka miała stwierdzić, że nawet gdyby sonda była, nie potrafiłaby jej założyć temu dziecku.
zdjęcie Lili udostępnione przez jej mamę
Lekarka miała stwierdzić, że nawet gdyby sonda była, nie potrafiłaby jej założyć temu dziecku.
Rzecznik praw pacjenta wyjaśnia, ministerstwo zdrowia zleca kontrolę, a dyrektor garwolińskiego szpitala występuje o zamknięcie oddziału dziecięcego. Wszystko to po leczeniu trzymiesięcznej Lili.
Lila ma podwójny rozszczep warg i podniebienia, co nie pozwala jej normalnie oddychać. Do tego ma chore serce i wiele innych wad genetycznych. Ale jest jedyną, ukochaną córeczką młodych rodziców. Chuchają na nią i dmuchają, bo każdy dzień jest walką o jej życie. Gdy Lili dostała prawie 40 stopni gorączki, rodzice pojechali do lekarza. Ten skierował dziecko do szpitala w Garwolinie.
– Córeczkę przyjęto na oddział dziecięcy. Tam się okazało, że Lila ma niską saturację – opowiada mama dziewczynki. – Założono jej maseczkę, by podłączyć tlen. Ale to była maska dla dorosłego człowieka, więc tlen ulatywał bokiem, a Lilka nawet nie mogła otworzyć oczu. Strasznie się denerwowała, przestała jeść, aż waga zaczęła spadać.
Tymczasem w przypadku Lili każdy gram jest na wagę złota. Dziewczynkę czeka operacja korekcyjna warg i podniebienia z przeszczepem zębodołu, ale do zabiegu musi ważyć minimum 6 kg.
najstarsze
najnowsze
popularne