Znak krzyża sam w sobie jest święty

Mazowsze

Krzysztof Mazur 2010-12-23 15:18:02 liczba odsłon: 3978
Biskup Tadeusz Pieronek, fot. Krzysztof Mazur

Biskup Tadeusz Pieronek, fot. Krzysztof Mazur

Księże Biskupie, jaki to był rok dla polskiego Kościoła? Tyle się zdarzyło...
– Przede wszystkim tragedia dotknęła państwo i miała ona oddźwięk w Kościele, który - boleję nad tym - podobnie jak państwo, nie za bardzo zdał egzamin...

Kościół - hierarchia, czy Kościół - wierni?..
- ... mówię ogólnie, to dotyczyło tak biskupów, jak i świeckich.

Czy można było szybko i godnie zakończyć spór o „krzyż prezydencki”?

- Przede wszystkim dziwię się, że w ogóle do niego doszło, bo wykorzystywanie symboli religijnych w walce politycznej jest skandaliczne i nie ma znaczenia, kto ich w taki sposób używa. Pragnący, by krzyż pozostał przed Pałacem Prezydenckim, czynili tak z przekonania, uważający, że go tam być nie powinno - też. Dramaturgia tej sytuacji polegała na tym, że powstały i starły się dwa wrogo odnoszące się do siebie obozy. Roznamiętnienie polityczne osiągnęło taki poziom, że trudno było uniknąć lawiny pomyłek, jakie miały miejsce. Czy można było je powstrzymać? To było trudne - prawda. Ale jeśli brakło sensownego planu działania, to nie należało zaczynać. To, że postawiono ten krzyż po tragedii, było rzeczą naturalną, ale tylko do pewnego momentu. Teren przed Pałacem Prezydenckim nie jest miejscem na stawianie krzyża z powodu katastrofy lotniczej.

W pamięci mam obraz młodych księży, którzy ulegli agresji tłumu i zrejterowali przed rozhistryzowanymi kobietami...

- A co, mieli bić się z ludźmi? To był rozgrzany do czerwoności tłum tak pewny swoich racji i tak wsparty politycznie, że nawet gdyby stanął przed nim biskup, to też by go przepędzili.

A palma męczeństwa?

- Nie przesadzajmy! Byłoby dziwne ginąć z rąk tak zwanych obrońców krzyża. Mówię „tak zwanych”, bo trudno im przypisać zasługę obrony krzyża - bo niby przed czym go bronili?

Jednak wielu duchownych - także biskupów - aktywnie wspierało „obrońców”. Czy to dowodzi jakiegoś pęknięcia w Kościele, czy jest naturalną różnicą poglądów?

- To dowodzi, że wzięły górę emocje i że zabrakło refleksji. Znak krzyża sam z siebie nie jest święty. Krzyż jest święty dlatego, że jest znakiem zbawienia, ale ten znak nie jest tożsamy z każdą rzeczą w kształcie krzyża... 

Zabrakło aktu poświęcenia tego krzyża?

- Nawet gdyby był on uroczyście poświęcony, to użycie go jako miecza w walce politycznej zdesakralizowałoby go jako znak wiary. 

Czy Kościół pozbierał się po tych wydarzeniach?

- Sprawa się wyciszyła. Trzeba było odczekać, posprzątać materialne pozostałości, by usunąć zarzewie konfliktu i zakończyć comiesięczne procesje, których celem było wytworzenie przekonania, że oto ten krzyż jest wyłącznie za jedną partią, która broniąc go, sugerowała społeczeństwu, że winno stanąć po jej stronie. Mój Boże, przecież w tym wszystkim wcale nie szło o znak wiary, ale - i powiedział to lider partii - o pamięć po jego zmarłym bracie: będzie pomnik, nie musi być krzyża. A już konsekwencja tej postawy w postaci teorii spiskowej nie mieści się w głowie...
Te wydarzenia ciążą i będą ciążyć. Jest wielu ludzi, także wśród biskupów, będących zwolennikami twardego kursu, upierania się, że krzyż powinien był pozostać. Z tego trzeba się wyleczyć...

Jak?

- Także poprzez odpolitycznienie duszpasterstwa. Kościół jest od modlitwy, a nie od propagandy partyjnej czy politycznej. Uczyli nas tego w PRL różnymi, najczęściej niegodziwymi, metodami i - jak widać - nie nauczyli. Ale wtedy działania polityczne Kościoła miały symboliczny sens społeczny - Kościół upominał się o prawa człowieka. Podważano system od strony etycznej. A co dziś podważać?... Może idzie o rząd dusz, by władza świecka kierowała się zasadami Kościoła dominującego. - Myślę, że to zabieganie (nie walka!) o dusze trwało zawsze i nawet jeśli dziś się nasiliło, to Kościół zabiegów o zbawianie dusz wyrzec się nie może. Rzecz w metodzie działania. Społeczeństwo jest ewangeliczną glebą, w którą rzuca się ziarna Słowa Bożego, lecz nie jest glebą, którą chce się zaanektować! Siew przynosi najobfitszy plon, gdy prawda jest uznawana dobrowolnie i dobrowolnie wcielana w życie; nie walką, przymuszaniem i nie poprzez władztwo. Kościół nie jest, by władać - jest, by służyć słowem i przykładem, wskazywać drogi wychodzenia ze zła, ale nie przymuszać, by nimi kroczyć. 

A jednak część ludzi Kościoła oczekuje, że prawo państwowe będzie zgodne z zasadami religijnymi; widać to wyraźnie przy okazji sporu o metodę „in vitro”.

- Cóż, najwyraźniej oczekujący tego idą drogą nakazywania ludziom, by dobrze postępowali. Tymczasem prawdy wiary i zasady etyczne mają dla człowieka wartość tylko wówczas, gdy są przyjmowane sercem, bez przymusu. Zachowania wymuszone nie mają żadnej wartości. Owszem, nie brakuje uważających, że jak ktoś źle postępuje, to trzeba go pouczyć, bo pewnie nie wie, co ma czynić. Ależ wie! Postępuje źle, bo tak zdecydował... Przywykliśmy do sytuacji, że ludzie wierzący stanowią większość, która oczekuje od wszystkich innych przyjęcia ich zasad. Ciągle nie możemy uznać faktu, że społeczeństwo jest pluralistyczne - także światopoglądowo. Jakoś trudno przebija się prawda, że wybieramy władze, które muszą rządzić, uwzględniając całość społeczeństwa. Jeśli osoby o innych, niż większość, poglądach będą mieć poczucie, że państwo nie pozwala im działać wedle ich sumienia, to uznają, że żyją w państwie, które nie jest ich... Ustawodawcy mają tworzyć prawo dla wszystkich. Jeśli posłowie zdecydują o dopuszczalności metody „in vitro”, to bynajmniej nie będzie znaczyć, że katolicy mają z niego korzystać. Sumienie ludzi wierzących powinno być barierą, której nie przekroczą nie z lęku przed konsekwencjami, ale dlatego, że zasady moralne stawiają ponad możliwości prawne. Społeczeństwo jest pluralistyczne. Możemy je ewangelizować, ale nie poprzez naciski na polityków, by uchwalali prawo, zgodne z naszym punktem widzenia. 

To dość nowatorskie ujęcie tej kwestii…

- Bynajmniej! Soborowa deklaracja o wolności religijnej nakazuje poszanowanie każdego sumienia. Wedle niej każdy człowiek: wierzący, czy niewierzący, ma prawo żyć według swoich przekonań. Jeśli zatem Kościół nakazuje tak daleko idące poszanowanie wolności sumienia, to i ludzie Kościoła, i ustawodawcy muszą to brać pod uwagę. Gdyby nie było bariery moralnej, wiele praw naruszałoby sumienia ludzi. Byłoby straszne, gdyby uchwalono nakaz stosowania matody „in vitro”, ale takiego nakazującego prawa nikt nie proponuje! Cóż, chyba ciągle jeszcze nie dorośliśmy do otwartości na człowieka takim, jakim on jest - z bagażem jego przekonań.

Wolność nadal jest naszym przekleństwem?

- Nie, jeśli pojmujemy ją jako wolność dzieci Bożych - wolność, dzięki której jesteśmy coraz bardziej zdolni do wybierania dobra. Wolność, owszem, daje możliwość opowiedzenia się za złem, ale zło niczego nie buduje...

Czy antykerykalizm wzmacnia Kościół, czy mu szkodzi?

- Antyklerykalizm, piętnujący konkretne zło, jest przykry, ale nie szkodzi. Przeciwnie - pomaga, bo zmusza do większej samokontroli. Natomiast jest szkodliwy, jeśli ogranicza się do krytyki całej wspólnoty, bez podania konkretnych błędów czy nadużyć, które, jeśli są, trzeba plenić. 

Biskup Andrzej Czaja, ordynariusz opolski, powiedział: „Kościół w Polsce może być zarzewiem nowej reformacji. [...] U źródła każdej formy sprzeciwu wobec kościelnej rzeczywistości był jakiś ruch oddolny, na czele którego zazwyczaj stawał duchowny. Mamy w Polsce wyjątkowo duży potencjał duchowieństwa i coraz większy, w moim przekonaniu, rozziew między duchowieństwem wyższym a niższym.” Przyznam, że nie do końca rozumiem intencję tej opinii...

- Może jej autorowi chodziło o nie najwyższą jakość kościelnej „góry”...

Wybrani z wybranych nie najwyższej jakości?!

- Patologie są wszędzie. Coś się musi w Episkopacie zmienić, jeśli chcemy, by społeczeństwo miało do niego zaufanie... Choćby stosunek do zagadnienia świeckości, która jest wartością samą w sobie. Świeckość nie jest tożsama z wyrzucaniem Pana Boga. Ona ma wartość, bo jest formą dbałości o autonomię świata, który jest dany świeckim do zarządzania. Chrystus nie pcha się na króla Polski, choć tak myślą niektórzy z duchownych. Czyż nie powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata”? Laickość to oddanie cesarskiego cesarzowi, ale też przyjazna koegzystencja autonomicznych wspólnot, które w dużej mierze składają się z tych samych ludzi. To jedyny sposób zgodnego działania dla dobra wspólnego.

Właściwie żadna tzw. oficjałka gminna czy miejska nie może obyć się bez kleru katolickiego, którego asysata zdecydowanie poprawia humory i notowania samorządowców - jak zapewne sądzą.

- Sam akt poświęcenia jest dla ludzi wierzących czymś ważnym, jednak jeśli ma wymiar „politycznej podpórki”, to od tego jest ksiądz, by poszedł po rozum do głowy i powiedział wójtowi czy burmistrzowi: „Nie chcę brać udziału w grze politycznej!”, a nie bezkrytycznie, ze wszystkimi czerwieniami, szedł święcić, cokolwiek władze lokalne zechcą. W tym, jak i w każdym działaniu kapłana, musi być roztropność.

O, to cnota wyjątkowo deficytowa...

- Roztropność jest zdolnością dążenia do celu ostatecznego poprzez wybór celów pośrednich, bliższych. Jesteśmy słabi i zapędzeni. Naszą uwagę absorbuje codzienność, którą staramy się uczynić wygodniejszą i przyjemniejszą. Ale nie da się przejść przez życie gładko, wygodnie i bez kłopotów.
Bóg po to przychodzi na świat, by nam ofiarować coś szczególnego - pomoc w tym, byśmy doszli do domu Ojca. Jesteśmy tak skonstruowani, że nieustannie szukamy skrótów, a tylko idąc za Chrystusem, możemy dojść do Boga i - co ważne - idąc wespół z innymi, którzy pomogą, gdy zdarzy się nam upaść, ale też krzykną: „Nie tędy droga!”, gdy wejdziemy na jakiś inny szlak. Jakiż wymowny jest obraz pasterza, przewodzącego owczarni. Dobry pasterz nie potrzebuje psów zaganiających. On idzie, a kto chce, podąża za nim. Dobrowolnie, bo Mu wierzy - nie ze strachu czy przymusu. 

Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (12)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.