Moja kotłownia - moją twierdzą

Mazowsze

Zbigniew Juśkiewicz 2011-12-25 09:24:03 liczba odsłon: 5612
fot. J. Mazurek

fot. J. Mazurek

Niestety, coraz częściej początek zimy nie kojarzy nam się z kolorem białym, ale burym, czarnym, brunatnym. Zaczyna się bowiem sezon grzewczy. Uruchamiany tysiące przydomowych pieców centralnego ogrzewania. A w nich spalamy niemal wszystko. Bardzo często są to śmieci po jesiennych porządkach. W piecach palimy oponami, opakowaniami plastikowymi, starymi meblami i ubraniami. To zaś sprawia, że w powietrze unoszą się niezwykle szkodliwe dla zdrowia substancje, powodujące łzawienie oczu, uczulenia czy nawet trudności z oddychaniem.

Sprawa spalania odpadków w przydomowych paleniskach powraca niezmiennie każdego roku. I niezmiennie nie potrafimy sobie poradzić z tym groźnym zjawiskiem. Apele nie przynoszą pożądanych rezultatów. Z kolei instytucje (głównie te powołane do ochrony środowiska) są praktycznie bezradne wobec trucicieli. Jeśli nawet dojdzie do kontroli danej kotłowni, to przepisy są takie, że wizyta urzędników nie daje praktycznie żadnych szans na przyłapanie właściciela posesji na gorącym uczynku. Mówiąc wprost, na tego typu działania szkoda czasu i atłasu... Obowiązuje bowiem zasada, że mój dom jest moją twierdzą i urzędnik nie ma do niej łatwego dostępu.

INTERWENCJA
Szczególnie bezradni są mieszkańcy poszczególnych gmin. Nie ma tam bowiem straży miejskiej, a samorządy mają bardzo ograniczone możliwości interweniowania w sytuacjach, kiedy otrzymają nawet informacje o spalaniu szkodliwych odpadów. Przekonał się o tym mieszkaniec podsiedleckiej Strzały.

- Z niektórych kominów wydobywa się czarny dym, który jest tak duszący, że nie da się wytrzymać – mówi pan Wojciech. – Swąd czuję nawet w swoim domu i to przy zamkniętych oknach. Taka sytuacja powtarza się regularnie każdego roku. Teraz jednak już nie wytrzymałem i postanowiłem interweniować. Zadzwoniłem na policję, na numer 997. Dyżurny odesłał mnie do urzędu gminy. Niestety i tam nie znalazłem pomocy. Poinformowano mnie, abym z prośbą o interwencję zwrócił się do dzielnicowego. Jednym słowem odesłano mnie znowu na policję... W gminie dowiedziałem się też, że mogę do nich zgłosić skargę – na piśmie lub wysłać ją mejlem. Zostałem jednak uprzedzony, że o kontroli trzeba powiadomić właściciela danej posesji, a sama kontrola może się odbyć najwcześniej za kilka dni. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Truciciel przygotuje się do wizyty urzędników i wcześniej spali albo usunie z kotłowni plastikowe opakowania czy inne śmieci. Po co więc w ogóle tworzyć taką fikcję.

URZĄD NIEWIELE MOŻE
Okazuje się, że urzędnicy mają rzeczywiście bardzo ograniczone możliwości interweniowania w podobnych sytuacjach. Jeśli nawet są podejmowane kontrole, to najczęściej są one zupełnie nieskuteczne. A wszystko przez obowiązujące procedury.

- Kiedy otrzymujemy informacje, że na danej posesji mogą być spalane odpady, nie możemy interweniować natychmiast - informuje podinspektor ds. rolnictwa i ochrony środowiska w Urzędzie Gminy w Siedlcach. - Natychmiastowe działanie i złapanie sprawcy na gorącym uczynku jest praktycznie niemożliwe. Termin ewentualnej wizji musimy ustalić z właścicielem danej posesji. Kontrola nie może być przeprowadzona wcześniej niż po upływie siedmiu dni od ustalenia daty naszej wizyty. Dotyczy to nie tylko spraw związanych ze spalaniem odpadów, ale wszystkich czynności urzędowych.

Tydzień to aż nadto czasu, aby każdą kotłownię doprowadzić do stanu idealnego. Skargi na trucicieli można wprawdzie składać do Urzędu Gminy telefonicznie, ale trzeba podać swoje dane. To odstrasza od „obywatelskiej postawy”, podobnie jak nieskuteczne procedury. - Mamy sporo zgłoszeń dotyczących wylewania ścieków, głównie nieczystości z przydomowych szamb - mówią w Urzędzie Gminy w Siedlcach. - Próbowaliśmy podejmować natychmiastowe interwencje, ale właściciele nie wpuszczali nas na teren swoich posesji. Byliśmy więc bezradni. Dzwoniliśmy nawet po pomoc do dzielnicowego, aby wspólnie przeprowadzić kontrolę. Zanim jednak policjant przyjechał na miejsce, to domownicy opuścili budynek i nasza interwencja była niemożliwa.

ZŁAPAĆ NA GORĄCYM UCZYNKU

Jednym słowem obowiązuje zasada: moja kotłownia - moją twierdzą. Urząd gminy, zdając sobie sprawę ze słabości swojego umocowania prawnego, odsyła skarżących się na uciążliwe zadymienie mieszkańców do policji. Ta bowiem może działać znacznie energiczniej, a przede wszystkim praktycznie natychmiast. Ma to zasadnicze znaczenie, bo na spalaniu butelek czy opon trzeba złapać sprawcę niemal za rękę. Dosłownie na gorącym uczynku... Policję obowiązują bowiem inne od urzędniczych procedury.

- Jeśli otrzymamy zgłoszenie, że w kotłowni na danej posesji są spalane szkodliwe substancje, to możemy natychmiast podjąć interwencję - mówi rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach, Jerzy Długosz. - Funkcjonariusze jadą na miejsce i dokonują odpowiednich ustaleń. W zależności od ich wyniku, mogą poinformować o sytuacji odpowiednie służby w danym samorządzie bądź też nałożyć mandat. Dotyczy to jednak terenów wiejskich, bowiem na obszarze Siedlec podobne interwencje powinna podejmować straż miejska. Trzeba też pamiętać, że truciciela trudno złapać na gorącym uczynku. Nawet jeśli w piwnicy, w pobliżu pieca, ma on zgromadzone opony czy plastikowe butelki, to może się tłumaczyć, że je tu tylko składuje przed wywiezieniem na wysypisko. Kiedy jednak w palenisku tlą się szkodliwe odpadki, to sytuacja jest ewidentna.

Ważna jest jednak informacja od policji: Jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia wykroczenia lub przestępstwa, to funkcjonariusze mają uprawnienia do natychmiastowego wejścia na teren posesji. Jeśli ktoś zostanie złapany na spalaniu odpadów w piecach przydomowych, to sprawa może też trafić do sądu. Ten może nałożyć grzywnę w wysokości nawet 5 tysięcy złotych.

ZBIGNIEW JUŚKIEWICZ
Komentarze (23)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.