Cholernie nie lubię dłużyzn. Ktoś może jeszcze by dorzucił „i opisów przyrody”. Fakt. No to u Jodełki tego nie ma. Ani dłużyzn, ani tych pięknych okoliczności przyrody. Jest akcja, tempo i emocje. Jeszcze jakie emocje!
Cholernie nie lubię dłużyzn. Ktoś może jeszcze by dorzucił „i opisów przyrody”. Fakt. No to u Jodełki tego nie ma. Ani dłużyzn, ani tych pięknych okoliczności przyrody. Jest akcja, tempo i emocje. Jeszcze jakie emocje!
Nie przepadam za dziećmi, więc gdy pojawił się Kamyk (niewidoma dwunastolatka), usta same mi się zacisnęły w sztucznym uprzejmym uśmiechu, bo nie wypada głośno mówić „co za wredny bachor!”. Tym bardziej, że ślepy, więc tak zaraz z grubej rury... no nie. I dobrze. Bo w miarę jak rozwija się akcja, wredny bachor nabiera rysów małej dziewczynki, dzielnej jak diabli, walczącej (nawet dosłownie) o swą samodzielność i życie. W dodatku dziewczynki w pewien sposób niezwykłej, bo posiadającej wyostrzone inne zmysły. Brak wzroku nie przeszkadza jej rozpoznać mordercy po zapachu. Im więcej jest Kamyka w powieści, tym częściej myślisz o innych pojawiających się bohaterach, nie zawsze kryształowych: już ja bym tym sk...nom... ech!