O Litwinach, Polakach, powstaniu styczniowym i o harcerstwie na Wileńszyźnie opowiada ks. hm. Dariusz Stańczyk, założyciel wileńskiego hufca harcerskiego.
Optymistycznie patrzę w przyszłość. Polacy i Litwini będą ze sobą współpracować, czując na plecach oddech wielkiej Rosji – uważa kapłan i działacz społeczny z Wilna, ks. hm. Dariusz Stańczyk. Fot. PGL
O Litwinach, Polakach, powstaniu styczniowym i o harcerstwie na Wileńszyźnie opowiada ks. hm. Dariusz Stańczyk, założyciel wileńskiego hufca harcerskiego.
● Dlaczego Polacy mieszkający na Wschodzie, na Liwie, na Białorusi czy na Ukrainie, mocno przeżywają, gdy w Polsce nazywa się ich Polonią?
● Oni bronią się przed nazywaniem ich Polonią, tłumacząc, że to tylko politycy przesunęli granice Polski i Litwy. Oni nigdzie nie wyjeżdżali ze swych ojcowizn. Na Wschodzie, aż po Smoleńsk czy Krzemieniec Podolski, ludzie czują, że ich polskie korzenie z dziada pradziada tkwią w tamtejszej ziemi. Boli ich w związku z tym porównywanie do Polonii, mniejszości narodowej albo nawet... nazywanie ich „ruskimi”. Ostatni ze wspomnianych przypadków dotknął nawet mnie, obywatela Rzeczypospolitej pracującego na Wileńszczyźnie. Podczas wizyty w jednej z polskich parafii w Macierzy stwierdzono „przyjechał do nas ruski ksiądz”. Warto uzmysłowić sobie, że dla zachowania kultury, języka i polskich zwyczajów na Wileńszczyźnie doświadczano nawet zsyłek na Syberię.
● Rusyfikacja była podobnie tragiczna, zarówno dla Polaków, jak i dla Litwinów. Ale po 1991 r., gdy Litwa odzyskała niepodległość, a później w 2004 r., gdy nasze kraje znalazły się w Unii Europejskiej, zamiast współpracy i wzajemnego szacunku litewsko-polskiego, zaczęły się akcje zwalczania polskości na Litwie. Nie przez Rosjan, ale przez braci Litwinów. Dlaczego?
● Litwini musieli odreagować sowietyzację. Kto zna historię, ten wie, że mogą mieć do Polaków żal, np. za wydarzenia z okresu międzywojennego. Wciąż budzi emocje akcja bezprawnego zajęcia Wilna przez generała Lucjana Żeligowskiego. To wszystko musi się w ludziach wypalić.
● Zapewne w porozumieniu społeczności polskiej i litewskiej na Wileńszczyźnie przydatny jest łączący je kościół, ale także organizacje społeczne. Szczególnie ważna jest działalność organizacji młodzieżowych, np. harcerstwa i skautingu...
● Pierwszą organizacją dla młodzieży, która rozpoczęła działalność w Wilnie w 1989 r., było odradzające się harcerstwo polskie. To była na początku jedyna niezależna organizacja. Później pojawiły się kolejne, ale harcerstwo wileńskie miało już struktury, było ok. 30 drużyn i ok. 2 tys. członków, chociaż ok. z 70 proc. z powodów ekonomicznych było bez mundurów. Podobnie jest też dzisiaj. W parafiach staram się wszystko zrobić, by pomóc mniej zamożnym.
● Oprócz tego, że jest kapłanem, udziela się ksiądz w Wileńskim Hufcu Maryi im. Pani Ostrobramskiej. Jest ksiądz jego inicjatorem i głównym twórcą, prawda?
● Tak. W 1991 r. byłem pierwszym polskim instruktorem harcerskim, który pojawił się w Wilnie. Czułem, że ciąży na mnie obowiązek wskrzeszania środowisk harcerskich, tworzenia organizacyjnych struktur, szkolenia młodych współpracowników. I tak się zaczęło.
● Niedawno byliście z Hufcem na zimowisku w Krynce koło Łukowa. Dlaczego przyjechaliście akurat do Polski i dlaczego wybraliście Ziemię Łukowską?
● W styczniu każdego roku obchodzimy kolejne rocznice wybuchu powstania styczniowego. Świętujemy na Litwie, lecz również odwiedzamy miejsca związane z działaniami powstańczymi z lat 1863-65 w Polsce. Jubileuszową, 150. rocznicę wybuchu powstania postanowiliśmy rozpocząć od odwiedzenia Ziemi Łukowskiej. Poznania miejsc, gdzie żył, mieszkał i walczył ks. gen. Stanisław Brzóska. To był wspaniały patriota, jego oddział najdłużej walczył z Rosjanami.
● Proszę powiedzieć, jak Polakom żyje się na Litwie.
[...]
Piotr Giczela
Cały wywiad można przeczytać w e-wydaniu „TS” nr 4.
najstarsze
najnowsze
popularne