Dwa razy chorował na malarię, spał po kilka godzin na dobę, codziennie musiał pilnować czterdziestu wychowanych przez ulicę ugandyjskich chłopców i mieć oczy dookoła głowy. Niczego nie żałuje. Gdy wyjeżdżał – płakał razem ze swoimi podopiecznymi.
Bartek Ciok i jego skauci. (fot. arch. pryw. B. Ciok)
Dwa razy chorował na malarię, spał po kilka godzin na dobę, codziennie musiał pilnować czterdziestu wychowanych przez ulicę ugandyjskich chłopców i mieć oczy dookoła głowy. Niczego nie żałuje. Gdy wyjeżdżał – płakał razem ze swoimi podopiecznymi.
Siedlczanin Bartek Ciok przed miesiącem wrócił z misji salezjańskiej w Ugandzie. Teraz opowiada o misjach i namawia do wzięcia w nich udziału. Codziennie myśli też o swoich niedawnych podopiecznych. Wie, co robią, bo plan dnia w ośrodku misyjnym był dokładnie rozpisany. Wie też, że niektórzy z nich nadal kombinują, by coś ukraść i kogoś oszukać. Do ośrodka trafiają chłopcy, których wychowywała ulica. Na ulicy spali i szukali czegoś do jedzenia. Każdy z nich ma swoją historię. – I każda jest tak samo dramatyczna – mówi Bartek.
Towar eksportowy
Misyjna przygoda siedlczanina rozpoczęła się prawie 2 lata temu. Wtedy Bartek zaczął jeździć na przygotowania w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie. Rok trwała tzw. formacja. Były spotkania, testy psychologiczne, rozmowy. Sprawdzano, czy każdy chętny do wyjazdu się do tego nadaje. Połowa grupy, w której swoją formację zaczynał Bartek, odpadła. W tym roku jest jeszcze gorzej, bo z 30 osób, rozpoczynających kurs, na misję pojedzie zaledwie 11. Salezjanie dokładnie sprawdzają kandydatów. – Mówią, że wysyłają tylko najlepszych – śmieje się Bartek. On rok temu zbierał pieniądze na bilet do Ugandy. Sam musiał zapłacić za: podróż, szczepienie, lekarstwa itd. Wiedział, że na misji będzie dostawał tylko niewielkie kieszonkowe.
Woda z mąką
Salezjański ośrodek w Namugongo w Ugandzie składa się z czterech domów. W każdym mieszka ok. 40 chłopców w wieku od 7 do ponad 20 lat. Bartek był opiekunem mieszkańców jednego z domów. Był dla nich „wujkiem”. – To określenie jest w Ugandzie bardzo ważne – mówi Bartek. – Oznacza kogoś bardzo bliskiego, czasem nawet ważniejszego niż ojciec, kogoś, kto uczy życia.(...)
Więcej w papierowym i e-wydaniu "TS" (nr 36)
najstarsze
najnowsze
popularne